Rok wcześniej
- No dalej, proszę zgódź się! – przyjaciółka była chyba
najbardziej upartą istotą na tym świecie, nie licząc w tym mnie, oczywiście.
- Magda, po co mi jechać do jakiegoś śmierdzącego wsią
Kleczewa? – po raz kolejny zadałam to pytanie, będąc już lekko zirytowana tą
całą nagonką. Od pół godziny ta ciemnowłosa istota chce namówić mnie na to,
abym razem z nią pojechała na jakąś wieś, gdzie odbędzie się sparing samego
Lecha Poznań. Dla mieszkańców Kleczewa jest to wielkie święto, bo w końcu
pierwszy raz w życiu będą gościć u siebie kogoś więcej niż zespoły z trzeciej ligi, ale litości!
- A chociażby po to, żeby zobaczyć naszych poznaniaków! Są tak blisko,
nie musimy spędzać półtorej godziny w samochodzie, aby jechać do Poznania… pół
godzinki i jesteśmy na miejscu! – obdarzyła mnie zachęcającym uśmiechem.
- Coś ty! Myślisz, że Rumak wypuści kogoś z pierwszego
składu? Na zwykły sparing z Sokołem? To jest okazja, aby przetestować
zawodników, którzy nie mają tyle szczęścia, by grywać na Bułgarskiej..
- Jejku, a nie chcesz zobaczyć piłkarzy? – ugh, to pytanie..
Wiedziała, że to sprawi, że będę miała wątpliwości.. Tak było i teraz, co od
razu zauważyła i drążyła dalej. – Tyle razy mówiłaś mi, że już dawno ich nie
widziałaś, że chcesz ich zobaczyć jeszcze raz, hm? Teraz jest idealny moment!
Jeśli nie będziesz ch…
- Dobra!!! – nie wytrzymałam i krzyknęłam, łapiąc się za
głowę. – Pojadę tam. Ale nie wierzę, że zobaczę tych, których bym chciała. Jadę
tam, żeby spędzić z tobą trochę czasu.
- No w końcu! – uśmiechnęła się promienie, ukazując przy tym
swoje białe zęby. Podeszła do mnie i uściskała mnie, wyraźnie pokazując, że
bardzo cieszy się na moją decyzję.
- Kiedy to jest w ogóle? – powiedziałam lekko przez śmiech,
widząc entuzjazm przyjaciółki.
- 4 września, środa. Nie mamy teraz jeszcze czego się uczyć,
zaraz po lekcjach pójdziemy szybko do domu, zostawisz torbę, ubierzesz koszulkę
Lecha i rura na Kleczew! – zaśmiała się, gestykulując zawzięcie. – Będzie
super! O 16, albo nawet i wcześniej przyjdź pod mój blok, mama nas zawiezie.
- Serio? Czy ja dobrze słyszę? Twoja mama zgodziła się nas
zawieść? – zrobiłam duże oczy, zmieniając ton głosu. Jej relacje z mamą nie
były zbyt kolorowe. Może w końcu przestały się na siebie gniewać?
- Jedzie tam tylko dlatego, że mamy rodzinę w Kleczewie i
nie będzie wracała, tylko zostanie na czas meczu u mojej cioci.. – puściła mi
oczko, nadal nie tracąc humoru.
- Aaa, to dlatego mnie tam ciągniesz!! – uderzyłam ją
delikatnie w brzuch, na co zareagowała wybuchem niekontrolowanego śmiechu. No
tak, poznajcie Magdę – wiecznie śmiejącą się i zarażającą dobrą energią moją
osobę. Razem jesteśmy wulkanami energii, na które ludzie na ulicy reagują
bardzo różnie..
- Nie no, przecież kochasz Lecha od dziecka.. Pomyślałam, że
spodoba ci się to..
- Oczywiście, że podoba! Dziękuję, że pomyślałaś.. mimo, że
prawdopodobnie nie zobaczę nikogo, kogo bym chciała, to jednak zawsze będzie to
mój Kolejorz – uśmiechnęłam się, bo zrobiło mi się trochę głupio, przecież
chciała dla mnie jak najlepiej.. Postanowiłam, że będę cieszyć się tym
wyjazdem, równie mocno co i Madzia.
Kiedy wchodziłyśmy na ten mini stadion Sokoła Kleczew,
myślałam, że padnę ze śmiechu. Dwie brameczki, pożółkniała już trawa, która
robiła za murawę, trochę krzeseł na tak zwanych trybunach. Wszystko w opłakanym
stanie. I tu ma grać mój najukochańszy Lech? Nie zasługiwał na to, według mnie
mogliby tutaj jedynie wulgarnie mówiąc, nasikać. Ale jak mecz, to mecz! Kiedy
szłyśmy na nasze miejsca, tuż przy boisku, by uniknąć licznych zderzeń z
kibicami, zarówno Lecha, jak i Sokoła, piłkarze obu zespołów rozgrzewali się na
„murawie”. Jakiż to szok przeżyłam, kiedy zobaczyłam rozgrzewające się, znane
twarze z Poznania. Możdżeń, Murawski, Hamaleinen, Ubiparip, Kotorowski,
Drewniak… i wiele, wiele innych. Uśmiechnęłam się do siebie i podzieliłam
wrażeniami z przyjaciółką, której cisnęło się na usta typowe dla niej „a nie
mówiłam?”. Wiedziała jednak, że mnie to bardzo denerwuje, dlatego też
zaprzestała na triumfującym uśmiechu. Nagle
ktoś z boiska krzyknął imię mojej towarzyszki.
- Krzychu! – zawołała i zbliżyła się jeszcze bardziej do
barierki oddzielającej boisko z trybunami.
- Cześć, jak tam? – przywitał ją uśmiechem, całując w
policzek.
- Wszystko okej, to jest moja przyjaciółka Wiktoria –
pokazała na mnie ręką, a ja nielubiąca przedstawień, po prostu z uśmiechem
uścisnęłam jego dłoń. Zauważyłam, że przygląda się mojej koszulce z wyraźnym
niesmakiem. – To jest Krzysiek, mój kuzyn, były piłkarz Sokoła.
- Miło mi cię poznać – powiedziałam szczerze.
- Mnie również. Dobra, idźcie, bo oni tam nie patrzą, czy
miejsce jest zarezerwowane czy nie, tylko wlezą wam w te krzesła i na stojąco
będziecie musiały oglądać. – zaśmiał się, patrząc na tłumy, przeciskające się,
aby zająć jak najlepsze miejsca. – Aaa,
dziewczyny! Miałem was odprowadzić potem do ciotki.. Ale raczej nie dam rady,
bo wiecie.. jadę później z nimi na taką imprezę.. Jest taka możliwość, że
załatwiłbym wam jakieś zdjęcia, czy tam autograf, zanim będą się pakować do
autokaru, chcecie?- spojrzał na nas i po naszym wyrazie twarzy chyba domyślił
się odpowiedzi.. - Ale nic nie obiecuję! Jak coś, to czekajcie na mój telefon,
dobra Magda?
- D..D..Dobra – powiedziała zszokowana, równie mocno co i
ja. Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Boże, zdjęcia z piłkarzami?
Chyba śnię! – Wiktoria, chodź, nie stój jak ta sroka wpatrzona w gnat..
- Już i..i..idę przecież.. – mówiłam, jednak nie mogłam
ruszyć żadną z moich kończyn. Moja jedna
dłoń ściskała łokieć Magdy, druga zawinięta była w pięść, tak, że było
widać każdą moją żyłę. Nogi zupełnie odmówiły posłuszeństwa, a ja stałam z
wybałuszonymi oczami, patrząc na tą jedną osobę, która właśnie rozmawiała z
jednym ze swoich klubowych kolegów.
- Co się stało? – zapytała lekko speszona, bo przecież
ludzie musieli się na mnie patrzeć. Stoję na środku jak ta idiotka, wpatrując
się w boisko. Krzysiek już dawno zdążył wrócić do szatni swoich kolegów, a my nadal stałyśmy w miejscu. Przyjaciółka prawdopodobnie spojrzała w tą samą stronę, co
i ja. Wodziła wzrokiem po twarzach, aż w końcu znalazła powód mojego
zachowania, co wywnioskowałam po tym, że ścisnęła mnie mocno w pasie i ciągnęła
za sobą. W tym czasie impulsy z mojego mózgu dotarły w końcu do innych części
ciała, uruchamiając moje nogi.
- Magda, Matko Święta, widzisz tamtego przystojniaka? On
jeszcze nie grał. Przyznam, że jeszcze go nie znam, ale.. jeżeli Krzychu
załatwi nam to, co powiedział, to prawdopodobnie zobaczę się z nim twarzą w
twarz! – krzyknęłam, czego od razu pożałowałam, gdyż mijający mnie ludzie
obdarzyli mnie wzrokiem zasługującym na miano co najmniej dziwnego. – Nie, nie
ma mowy, ja tam nie pójdę przecież. Nie odezwę się, zrobię z siebie idiotkę!
- Przestań, to twoja szansa! Nie wiadomo kiedy znów taka
nastanie! Też się boję, ale na razie się na to nie jarajmy.. – uśmiechnęła się
smutno. – To będzie piękne.. Pierwsze spotkanie Wiktorii i.. właśnie, kogo?
Dobra nieważne! Ale za rok zaowocuje to kolejnym spotkaniem, a później… –
klepnęła mnie, uśmiechając się znacząco.
- Kobieto! Myślisz, że taki ktoś chciałby rozmawiać z taką dziewczyną?
– prychnęłam, odruchowo spoglądając na boisko, gdzie stał młody piłkarz.
- Jesteś śliczną dziewczyną, a on przystojnym, na oko 18-letnim
młodzieńcem, który oszaleje, kiedy tylko cię zobaczy… wiekowo do siebie
pasujecie chyba! - na te słowa wybuchłam
gromkim śmiechem.
Mecz zakończył się wynikiem 1:3 dla poznańskiego zespołu.
Jestem pewna, że gdyby jeszcze bardziej się postarali, dobrnęli by do jakiś 10
bramek. Ale po co się męczyć.. Aby uniknąć wielkiego zatoru przy wyjściu,
opuściłyśmy trybuny dosłownie minutę przed zakończeniem meczu. Kiedy
zbliżałyśmy się do wielkiej bramy do Magdy zadzwonił telefon. Nic nie musiała
mówić, bo jej uśmiechu wnioskowałam, że jest to Krzysiek. Moje serce zaczęło
mocniej bić, stres zaczął ogarniać lekko moje ciało. Tłum kibiców był coraz
bliżej nas, obawiałam się, że ją zgubię, gdy ta nie patrząc w ogóle na mnie,
ruszyła przed siebie. Ostatnio nawet na zaliczeniu z wf-u tak nie leciała tak
szybko, jak teraz! I weź tu ją człowieku dogoń, kiedy nóg jej nawet nie widać!
Wielcy mężczyźni chcący wyjść ze stadionu, przysłonili mi widok przyjaciółki.
Po chwili jednak zobaczyłam ją na boisku, szukającą mnie wzrokiem. Jak tylko do
niej dojdę, to dostanie taką piękną wiązankę słów, że jej się odechce
wszystkiego! Kiedy zdyszana dobiegłam do barierki, którą zręcznie przeskoczyłam
i znalazłam się na murawie, Magda nie stała już sama, lecz w towarzystwie
swojego kuzyna. Uśmiechnęli się do mnie równocześnie, a szatynka przeprosiła za
tę całą sytuację. Krzychu zaprowadził nas do osobnego, niewielkiego budynku, w
którym mieściły się szatnie obydwu drużyn.
- Tu, na tym korytarzy są jacyś Lechici. Nie wiem kto to
jest, ale idźcie i proście o zdjęcia, autografy.. – powiedział, a ja starałam
się dojrzeć kto jest na końcu tego korytarza. Po chwili Magda złapała mnie za
rękę, mocno podekscytowana.
- Ejj, patrz, tam jest Teo! – szepnęła radośnie, sprawiając,
że do mojej ręki nie dopływała już krew.
- Dobra, nie ściskaj mnie ta… O kurna, ten chłopak też tam
siedzi! – powiedziałam chyba zbyt głośno, bo zwalczałyśmy odległość między
nami, a piłkarzami i według mnie byłyśmy wystarczająco blisko, aby to
usłyszeli..
Dalsza część wieczoru minęła mi naprawdę szybko, ale przede
wszystkim bardzo szczęśliwie. Jeszcze nikt nie dał mi tyle szczęścia, ile dali mi
Lechici.. Poznałam praktycznie wszystkich piłkarzy, zdobywając przy tym
autografy i zdjęcia. Okazało się, że ten przystojniak nazywa się Tomek Kędziora
i jest obrońcą. Jest w moim wieku, ma osiemnaście lat. Dzisiaj dostał pierwszą
szansę i nie powiem, bardzo zaimponował mi swoją grą. Zresztą nie tylko ja
byłam zachwycona, trener nie krył
zadowolenia z świeżości i pomysłowości, którą Kędzior wnosił na boisko. Byłam
pewna, że jeszcze go zobaczę na murawie. Nie wiem, czy mnie zapamiętają, ale
teraz najważniejsze jest to, że rozmawiałam z każdym z nich, tak jakbym znała
ich od zawsze.. To wspaniali ludzie, dużo szczęścia mają ci, którzy mają ich na
co dzień.
- I widzisz? A nie chciałaś jechać, mordo! – zaczęła
przyjaciółka, kiedy byłyśmy w drodze do domu jej cioci, gdzie przebywała jej
mama. Zaczęło się powoli zmierzchać, trawa pokrywała się już rosą, księżyc był
coraz bardziej widoczny. Zawiało delikatnie, przez co, trzymając oczywiście
moje skarby, w postaci autografów, otuliłam się rękoma, starając delikatnie
ogrzać.
- No miałaś rację, gdyby nie ty, w życiu nie spotkało by
mnie nic równie pięknego! – uśmiechnęłam się promiennie, zresztą nie musiałam
się wysilać, gdyż on nie schodził praktycznie z moich ust. Pierwszy raz czuję
się tak prawdziwie, tak mocno szczęśliwa.
- Noo i nie gadałabyś z Tomkiem!! Boże, jak wy pięknie razem
wyglądacie!
- Tak, tak.. Przecież on rozmawiał ze mną tak po prostu, nic
wyjątkowego..
- Przestań! Chyba nie widziałaś jego miny, kiedy zawiesił na
tobie wzrok! Jestem pewna, że kiedy dojedziemy tam w końcu do tego Poznania, od
razu cię pozna!
- No, a teraz sobie myśli, czy jeszcze mnie spotka, bo
jestem taka cudowna.. – odparłam sarkastycznie, na co moja przyjaciółka
zareagowała uśmiechem.
- Dokładnie! Jestem pewna, że tak właśnie jest. Mogłaś
mu powiedzieć, że przyjedziesz do niego za rok, żeby się chłopak nie
denerwował! – zachichotała cicho, a ja przewróciłam oczami. Życie bym oddała,
żeby było właśnie tak, jak mówi Madzia. Ale głupotą byłoby robić sobie takie
nadzieje...
Więc mamy prolog! Bardzo zależało mi, by blog pojawił się właśnie dzisiaj, ponieważ to co tu opisałam jest po części prawdą, gdyż odbyło się takie spotkanie. I to było właśnie 4 września.. wtedy spełniłam swoje marzenia! I teraz mija równy miesiąc odkąd widziałam się z Lechitami, kiedy stałam w tej szatni.. ehh ;) Mam nadzieję, że opowiadanie się spodoba i będziecie chciały je komentować! Do pierwszego rozdziału!
No w końcu jest blog!:) Jaki długi prolog! Ale to dobrze :) Post przypomniał mi o tamtym dniu *-* Jejciu, to się działo naprawdę, a teraz Ty przelałaś to na bloga ;3 Czekam na rozdział skarbie:*
OdpowiedzUsuńdziękuję! :* dzięki temu nigdy nie zapomnimy o tamtym dniu.. :)
UsuńNareszcie się doczekałam! :)))
OdpowiedzUsuńWspaniały <3
Czekam na pierwszy rozdział :)
Pozdrawiam <3
no doczekałaś się, doczekałaś! dziękuję za zmotywowanie do tego, jesteś wielka, kochana! :**
UsuńAAAAAAAA!!! Doczekałam się początku! zaczyna sie bardzo fajnie :3 i zazdro spotkania z Lechitami ;O nwm jak ty, ale zeby to sie dzialo z BVB to bym do dzis plakala ze szczescia ;))
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;**
dziękuję bardzo! jejku, moja Julka mnie odwiedziła! muszę ogarnąć moje zaległości i zacząć czytać Twoje cudo! :3 ojjj, uwierz, kochana, że mimo, że to byli "tylko" Lechici, to jednak już płakałam, nie mogąc w to wszystko uwierzyć :)) buziaki!
UsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA WIKTORIA! po pierwsze! dlaczego ja nic sie na tt nie dowiedziałam,że jednak chcesz zaryzykować?! po drugi,boże prawie rycze,że wróciłaś.xd poza tym,wgl sie nie skapnęłam jak napisałaś u mnie 'nowe opowiadanie,starej bloggerki' i bez jakiejkolwiek świadomości,że to ty odpisałam,po czym zaczynam to czytać i 'TO WIKTORIA!'. to dziwne,ale poznałam cie po stylu pisania i przd wszystkim po historii,której tak bardzo ci zazdrościłam!:D co do prologu to ach! jak zwykle idealnie! idealna historia,idalny bohater,idealny klub,idealne miasto i idealna blogerka! :D czekam na kolejne nowości,o których mam nadzieje,że będziesz mnie informować!
OdpowiedzUsuńpoza tym mega tęskniłam za tobą na bloggerze słoneczko! miło,że wróciłaś♥
DZIĘKUJĘ BARDZO!! :** haha, to mój styl pisania jest taki inny, że można się po tym zorientować, że to ja? :) oczywiście, już niebawem powinien pojawić się rozdział, o którym na pewno Cię poinformuję! naprawdę jeszcze raz dziękuję za to ciepłe przyjęcie, kochana! ♥
UsuńCudny , strasznie zazdroszcze Ci tego spotkania , wiele bym dała żeby spotkac Lechitów :D a co dopiero BVB :)
OdpowiedzUsuńcudnieee :* zapraszam do mnie http://magicznetchnienie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń