- Wika, kochanie, na pewno nie potrzebujesz pomocy? – spytała, stojąc w drzwiach i przyglądając się uważnie moim torbom.
- Mamo, spokojnie, już większość za mną. Wszystkie ciuchy mam, zaraz spakuję laptopa i inne takie drobiazgi.. – odpowiedziałam cicho, w głowie nadal mając listę rzeczy, które powinnam zabrać.
- Będę za tobą tęsknić.. – wypaliła. Niby spodziewała się mojego wyjazdu już od dawna, wiedziała, że w końcu wyjadę.. Ale jednak matczyne uczucia wzięły w górę. W sumie mnie też wzięło na czułości. Mimo, że w wieku gimnazjalnym miałam już dość tego domu, ciągłe kłótnie z rodzicami mnie już wykańczały… Nie mogłam doczekać się, kiedy przyjdzie ten dzień, w którym wyjadę daleko od nich. Ale przeszłam wiek typowego gimnazjalisty, wszystko się unormowało. Oczywiście nadal były sprzeczki, ale to normalne. W końcu doczekałam się tego dnia, i co? I obawiam się tego wyjazdu. Jednak będzie brakowało mi obiadków mamusi, babci, spotykania się z innymi członkami rodziny.
- Wiem, ja też, mamo. Ale jestem już dorosła, i idę w twoje ślady.. – uśmiechnęłam się promiennie – Jeśli wierzyć babci, to pakowałaś się już 2 tygodnie przed wyjazdem, starannie odliczając dni do swojego wyjazdu.. – przypomniałam jej, śmiejąc się cicho.
- Oj tam, zawsze musisz to rozpamiętywać? A babcia też mądra, że gada tobie takie rzeczy.. Ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że dla mamy jest to takie trudne.. Teraz już wiem przez co przechodziła mama.. – odparła smutno, a mi zakręciła się łza w oku. Widok smutnej mamy? Dla mnie cios w serce. Nienawidzę tego widoku.
- Będę dzwonić, odwiedzać was co jakieś dwa, trzy tygodnie.. Będzie dobrze. – uśmiechnęłam się do niej pocieszająco i wstałam, aby ją przytulić.
- Dobrze, pakuj się do końca, bo za pół godziny będzie tu Madzia. – powiedziała, ocierając łzę, lecz uśmiechając się równocześnie. Ja też pociągnęłam nosem, spoglądając w górę, by uniknąć pokazanie łzy światłu dziennemu.
Mimo, że nadal mam wątpliwości, to jednak wychodzę przed blok, z walizkami, na umówione wcześniej miejsce. Nie lubię wyjazdów, bo zawsze mam przeczucie, że nie wzięłam czegoś istotnego. Jak na wrzesień robi się coraz zimniej. Otuliłam się czarnym szalem, zasuwając dokładniej zamek błyskawiczny swojej kurtki. Rękawy swetra wyciągnęłam na wierzch, otulając nimi dłonie, by uniknąć ich zmarznięcia. Przytupując nogami, jak ta sirota stoję na tym parkingu, z walizką, torbami i sporą torebką, w której mama nawsadzała mi jedzenia na tydzień. Teraz wolałabym być niewidoczna, niż być oblegana tymi spojrzeniami ludzi. Odgarnęłam do góry spadające na twarz włosy i wtedy dojrzałam moje wybawienie, czyli czarne, sportowe Audi Magdy, które dostała na 18-stkę. Niby powinnam jej zazdrościć, bo ja nie dostałam czegoś podobnego, ale po pierwsze cieszę się jej szczęściem i nigdy nie dopuszczę do tego, żeby zazdrość stanęła między nami, a po drugie dostałam najwspanialszy prezent na świecie, czyli Vouchery, na mecze Lecha Poznań, ale i Borussii Dortmund! Byłam przeszczęśliwa i nie miałam czasu, aby zazdrościć kolegom samochodów, skuterów czy mieszkań. Ruszyłam w stronę samochodu, z którego przyjaciółka wyszła mi naprzeciw, aby się przywitać i pomóc z bagażami. Było ciężko, ale razem dałyśmy radę. Usiadłam od strony pasażera, bo umówiłyśmy się, że dopiero w połowie drogi się zmienimy, bo ja bardziej znam Poznań, a raczej dojazd do niego. Zapięłyśmy pasy, włączyłyśmy płytę z naszymi ulubionymi kawałkami i tryskające dobrą energią, ruszyłyśmy w upragnioną podróż.
- Nie, powinnaś skręcić w lewo! – krzyknęła przyjaciółka, łapiąc mnie za kolano. Rolę się odwróciły, teraz ja mam przed sobą kierownicę i to na mnie ciąży odpowiedzialność za szczęśliwy dojazd do nowego mieszkania.
- Magda, nie panikuj, tę drogę znam, tym bardziej, że to ja byłam zobaczyć nasz przyszły dom. Zapamiętałam drogę. – uspokoiłam Magdę, która od pięciu minut zaczęła bardzo przeżywać.
- Dobra, dobra, będę już cicho. – chyba sama zauważyła, że jest nie do wytrzymania. Brawa za domyślność, kochanie!
- Ej, to co robimy, gdy dojedziemy? Nasze mieszkanie będzie świeciło pustkami, więc.. – spojrzałam na nią, korzystając z tego, iż stałyśmy na czerwonym świetle.
-Pewnie weźmiemy się za ogarnięcie tego wszystkiego. – zaśmiała się i wskazała podbródkiem na sygnalizator, który wskazywał wyraziste odcienie pomarańczowego. Uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam za sznurkiem samochodów.
O dziwo, uniknęłyśmy wielkich korków i dojechałyśmy bez żadnych przeszkód o zaplanowanej godzinie. Dosyć duży kłopot sprawiłoby nam wnoszenie na drugie piętro wszystkich toreb, walizek i tym podobnych, co spowodowało rozpoczęcie poznawania naszych nowych sąsiadów. Jeden z nich był bardzo domyślny i zaproponował nam pomoc, co wprawiło nas w miłe zaskoczenie. Pan miał na imię Michał i mieszkał naprzeciwko nas. Był po trzydziestce, miał bardzo miłą żonę i śliczną, małą córeczkę. Z całą rodzinką znalazłyśmy dobry kontakt, pani Ania już zaoferowała nam pomoc w urządzaniu i innych podobnych rzeczach. Bardzo ucieszyłam się na myśl, że mamy sympatycznych, młodych sąsiadów na piętrze, bo wizja małżeństwa w średnim wieku, którym przeszkadza każdy drobny hałas, nękała mnie po nocach. Nasze mieszkanie miało trzy pokoje: duży, przestronny salon i dwa nieco mniejsze pokoje, naturalnie - jeden mój, a drugi Magdy. Meble były zamówione, miały przyjść już jutro. Dzisiejszym naszym zadaniem było kupno farb i malowanie ścian. Ułożyłyśmy nasze walizki w swoich pokojach i usiadłyśmy na środku salonu, na puszystym, ulubionym kocu, który ze sobą zabrałam.
- Jak tu pusto… - zaczęła Madzia, rozglądając się po mieszkaniu, które wyglądało, jakby dopiero co zostało obrabowane. Wszystkie ściany miały wyblakłe kolory, a podłoga nie świeciła czystością. Przynajmniej okna oraz ta posadzka, której piękno ukryte zostało pod warstwą siwego, denerwującego czasem kurzu, były nowe, dopiero co wymienione. Właściciel proponował układ, w którym to łazienka z kuchnią zostałyby wyremontowane, jednak dzięki uprzejmości starszego pana ustaliliśmy, że same się tym zajmiemy. Będziemy miały mniejszy czynsz do zapłaty, a pan Szymankiewicz nie będzie musiał martwić się o remonty. Wilk syty i owca cała!
- Już niedługo.. za trzy dni to miejsce będzie tętnić życiem! A wzięłaś te antyramy ze zdjęciami z tylnego siedzenia? – spytałam, patrząc na przyjaciółkę.
- Wszystko jest, nie bój żaby. Skoro ty nigdy o niczym nie pamiętasz, to ja muszę zapanować nad sytuacją, no nie? – zaśmiała się, a w tym samym momencie ktoś zapukał do naszych drzwi. Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia i wstałam, by otworzyć. Ujrzałam uśmiechniętą panią Anię.
- Hej, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, co? – zaczęła.
- No coś ty, nie mamy tu nic do roboty, poza czekaniem na pani męża. – uśmiechnęłam się szeroko. – Niech pani wejdzie. – dodałam, na co sąsiadka skrzywiła się delikatnie.
- Proszę, tylko nie „pani”! Ania jestem! – zaśmiała się i dopiero wchodząc do środka podała mi rękę, by uniknąć przesądnego ‘witania się’ przez próg.
- No wiesz.. Zbyt luksusowo tu nie jest, więc mogę zaproponować ci tylko siedzenie na tym o to kocu. – wskazałam ręką na miejsce obok przyjaciółki i uśmiechnęłam się do niej. Ania przystanęła na to i usiadła przy ciemnowłosej.
- Ania? Jacy są tutaj pozostali sąsiedzi? Bo jeśli tak samo cudni, jak wasza rodzina, to jesteśmy w niebie. – zaczęła Wilczyńska.
- Miło nam! – skwitowała uśmiechem. – Ogólnie nasz blok w większości zamieszkują młode, sympatyczne osoby. Znajdzie się parę nieciekawych osób, ale to na szczęście w klatce obok. – zachichotała. – Nie imprezują tak często, a jeżeli już coś takiego się zapowiada, to przychodzą wcześniej z ostrzeżeniem, bo wiedzą, że mamy małe dziecko. Aha, no i nie wiem czy wiecie.. Tutaj obok was, po środku mieszka pewien młody piłkarz… - zaczęła, a ja nie wiedziałam co zrobić. Zaczyna się jak w jakimś filmie, no nie wierzę.
- Kto? – wyrwało się Magdzie, która z pewnością łącząc słowo „młody” i „piłkarz” myślała o Kędziorze, którego poznałam w Kleczewie. A, jeśli o nim mowa.. Tak jak przypuszczałam występ tam zagwarantował mu dalsze powodzenia i krótko po tym, można było go widzieć w końcówkach prawie wszystkich meczów, a teraz ma zapewnione miejsce w pierwszym składzie.
- Na pewno go nie znacie, źle powiedziałam.. On tam trenuje coś związanego z Lechem, ale nie gra tam.. Wypytacie się Michała, bo ja tam nie wiem… – uśmiechnęła się. – Bardzo wesoły, pełen życia chłopak, Bartek ma na imię.
- No mówi się trudno.. – wymieniłyśmy się uśmiechami z przyjaciółką.
- Już byście chciały któregoś z pierwszego składu, co?
- A żebyś wiedziała! – klepnęłam ją w kolano. – No, ale przecież nigdy nie jest idealnie. Może ma jakieś znajomości… - ciągnęłam, patrząc w górę. Dziewczyny zaśmiały się głośno, pukając w czoło.
- Nono, żebyś tylko znalazła tego swojego księcia w tej naszej wieży.. – zażartowała Ania. – Wiecie co, ja zadzwonię do Michała, bo już długo na niego czekacie. Bezsensu tracić czas, równie dobrze mogliśmy już wracać z tego sklepu i zaczynać malowanie.. – powiedziała i wstała z koca, który na razie robi za kanapę. Udała się do mieszkania naprzeciwko, z pewnością, by za posługą telefonu przywołać tu męża.
- No to nam się poszczęściło, nie mamy starych pryków obok siebie. – zaczęła Magda, a ja uderzyłam ją w udo.
- Nawet z nimi by się wytrzymało. No i miej trochę szacunku do starszych! – powiedziałam, uśmiechając się delikatnie.
- Ej, czy to na pewno ty?
- Nie święta Walenta z Chryzantemowa, droga Magdaleno. – odparłam, patrząc na nią.
- Buahahahaha, żeśmy się uśmiali! A tak w ogóle, to może faktycznie ten cały Bartek zna któregoś z chłopaków, hm?
- Może lepiej nie..
- CO?! Przepraszam bardzo, coś ty powiedziała?! – myślałam, że moja rozmówczyni straci równowagę i poleci w tył, mimo, że siedzi na podłodze.
- No, bo gdyby tak było.. To oznaczałoby, że może przychodziliby do niego od czasu do czasu.. Bym się z nimi widziała.. I szłabym sobie do warzywniaczka na dresie, a tu by mi Kędziora wyskoczył i co?
- I z kim ja mam mieszkać przez najbliższe pięć lat? Z jakąś psychiczną dziewczyną, która nie ma normalnych problemów i do tego nie pozwala sobie być szczęśliwą.. – powiedziała i uderzyła mnie w głowę. – Lecz się lepiej, grubasie!
- Ha, ha, ha! – zaśmiałam się sarkastycznie. – Ale serio tak myślę! To wielki problem… I codziennie wychodząc do warzywniaczka, lub ze śmieciami będę musiała stroić się godzinę przed lustrem, bo a nóż widelec Tomek będzie odwiedzał naszego sąsiada.. – zrobiłam podkówkę, zakładając ręce na piersi.
- Dobra, dobra.. Z racji tego, że chodziłyśmy na zajęcia psychologiczne, śmiem wykorzystać tutaj nabytą tam wiedzę i stwierdzam, iż.. zwyczajnie jesteś głupia. – wzruszyła ramionami i ugryzła jabłko, którego nie zjadła w czasie podróży.
- Widzę, że wiele wyniosłaś z tych zajęć.. Tyle się na nich narobiłaś, tak pięknie spałaś.. A tak w ogóle to może byś podłogę wytarła, co? – odpowiedziałam z przesadnym uśmiechem.
– Coś czuję, że już nie będzie tak cicho od teraz w tym bloku.. Codziennie wieczorem, pan Bartek będzie słyszał twoje wrzaski, kiedy będę cię tłukła po tym pustym łbie!
Po dziesięciu minutach od wyjścia Ani, wróciła do nas ze swoim mężem i 3 letnim szkrabem o imieniu Zosia. W takim gronie poszliśmy do najbliższego sklepu, gdzie zakupiliśmy farby, pędzle, taśmy oraz inne potrzebne tego typu rzeczy, które wybierał Michał. Właśnie dlatego wybrałyśmy się tam z całą ich rodziną. Przy malowaniu mieliśmy bardzo wiele zabawy, śmiechu. Najbardziej bawiła się przy tym wszystkim Zosia, której przy pomocy mamy, pozwoliłam na swojej ścianie namalować niewielkie, białe serduszko. Ściany mojego pokoju mają przyjemny, jasnoniebieski odcień. Z racji tego, że do tego będę miała białe meble, powstaną barwy ukochanego Lecha, co ubzdurałam sobie już wcześniej. Magda postawiła na kojący, wrzosowy kolor. Salon zdobił ciepły, beżowy odcień, który z dodatkami będzie wyglądał idealnie. Gdy skończyliśmy było już po 17. Rodzina Śniechowskich poszła na dość późny obiad do swojego domu, oczywiście zapraszając nas na niego. Wyplątałyśmy się jakoś, ponieważ nie chciałyśmy aż tak wykorzystywać ich życzliwości. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy z pustego mieszkania, zamykając je dokładnie. Odruchowo spojrzałam na brązowe drzwi z numerem 43, które znajdowały się zaraz obok naszych. Michał nie chciał nic powiedzieć o tajemniczym sąsiedzie z środka. Uparł się, żebyśmy same go poznały i dowiedziały się wszystkiego, co nas trapi. Kiedy cokolwiek próbowałam od niego wyciągnąć, na jego ustach pojawiał się dziwny uśmieszek. Nie mam pojęcia co on kombinuje, ale postaram się do tego dojść. Ten cały Bartek zaczyna być dla mnie pewną zagadką, którą chcę rozwiązać. Nadal myślałam o tym, dlaczego Śniechowski nie chce mi nic o nim powiedzieć. Niby co w nim jest takiego wyjątkowego, że mam poznać go osobiście i wszystkiego sama się dowiedzieć? Wydaje mi się, że Magda coś o tym wie. O tak, jestem tego pewna. Gdy wybierałam z małą Zosią farbę do mojego pokoju, cała trójka coś do siebie szeptała.
Patrzyłam przed siebie, zupełnie nie wiedząc, co przyjaciółka do mnie mówi. Włożyłam dłonie do kieszeni kurtki, kurcząc się delikatnie przy mocniejszym powiewie wiatru. Było cicho, zdecydowanie za cicho. Spojrzałam na Magdę. Patrzyła na mnie z wyrzutem, więc wywnioskowałam, że zorientowała się, że kompletnie jej nie słuchałam.
- Przepraszam, zamyśliłam się.. Powtórzysz? – spytałam, próbując zejść na ziemię.
- Błagam cię! Mam jeszcze raz opowiadać to, co mówiłam ci przez piętnaście minut drogi? – fuknęła, nie spuszczając ze mnie karcącego wzroku.
- No Madzia.. Postaraj się ją skrócić, obiecuję, że teraz będę słuchała z uwagą. – uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, starając złagodzić sytuację.
- Dobra, nieważne już. Przynajmniej się wygadałam.. – stwierdziła, wzruszając ramionami. Całe szczęście, widocznie nie było to coś tak istotnego. Skręciłyśmy w poznaną niedawno uliczkę, gdzie znajdowała się niewielka knajpka, którą poleciła nam Ania. Weszłyśmy do niej, rozglądając się po wnętrzu. Przyjemnie, a przede wszystkim niedrogo. Wybrałyśmy danie dnia, czyli grillowaną pierś kurczaka z ziemniakami i surówką.
- Może po obiedzie przejdziemy się do IKEI? – spytałam, rozsiadając się na drewnianym krzesełku, z jasną poduszką.
- Jasne! Pokupujmy już wszystko i miejmy spokój z całym tym remontem. Nie mogę doczekać się już jutra, żeby już mieć te wszystkie meble i móc zwyczajnie walnąć się na łóżku, odpoczywając po ciężkim dniu. – odparła, gestykulując zawzięcie.
- Jeszcze nie masz po czym odpoczywać, mamy wakacje przecież! – zaśmiałam się, dziękując kelnerce za podanie dania.
- Ta, a ta pogoda jest tego świetnym dowodem! – wskazała brodą widok za szybą, przy której siedziałyśmy. No fakt, niektóre liście zaczęły żółknąć, niebo jest zachmurzone, szaro-bure, a ulice mokre od niedawno padającego deszczu.
- Ważne jest, że nie musimy zasuwać jeszcze na uczelnie. – wzruszyłam ramionami, zajadając się obiadem, który nie powiem, był naprawdę smaczny. Kiedy Magda zastrajkuje, a ja nie będę miała siły na gotowanie, już wiem, gdzie się udam!
Tak jak wcześniej zaplanowałyśmy, zaraz po obiedzie wyruszyłyśmy na poszukiwanie skarbów w IKEI. Ja i Magda w jednym, wielkim sklepie to nie jest najlepszy pomysł. Spędziłyśmy tam dobre kilka godzin! Z torbami dodatków do naszego wspólnego mieszkania, z uśmiechami na twarzach, ruszyłyśmy w stronę Bukowej. Tym razem starałam się brać aktywny udział w rozmowie, nie dając się ponieść swoim myślom.
- Zamawiamy pizzę? Najemy się nią, a do tego zostanie na śniadanie.. – powiedziałam, opierając się o małą, starą lodóweczkę w której znajdowały się wszelakie dania od mamusi. – No chyba, że pójdziesz do Śniechowskich i odgrzejesz u nich coś, co dała nam moja mama. – dodałam, z uniesioną brwią, widząc jej niezadowoloną minę. Tak, Madzia starała się dbać o linię, zdrowo się odżywiała. Pizza nie była jej spełnieniem marzeń.
- Nie no dobra, zaraz zamówię. – uśmiechnęła się i poszła po telefon. Nie zdążyłam usiąść, gdy ktoś zapukał do naszych drzwi. Trochę zniesmaczona, poszłam je otworzyć.
- Wika, wiesz co.. Pomyślałam, że może damy wam jakiś materac, co? Przecież nie macie żadnego łóżka, a na podłodze to się możecie połamać. – uśmiechnęła się Ania. Jejku, ją to do nieba żywcem powinni wziąć!
- Dziękujemy bardzo, za to, że tak o nas dbasz.. Bardzo miłe, oczywiście, jeśli nie zrobiłoby to kłopotu, to skorzystałybyśmy z twojej propozycji. – podziękowałam najładniejszym ze swoich uśmiechów. Blondynka wręczyła mi złożony w kostkę materac oraz pompkę do niego, życząc dobrej nocy. Wrobiłam Magdę w pompowanie go, twierdząc, że skoro ja „załatwiłam go”, to na może pomóc w jego przygotowaniu. Oczywiście łyknęła to, nie spodziewając się, że nie miałam nawet takiego zamiaru. Sama udałam się pod prysznic, żeby czasem nie przyszło jej na myśl proszenie mnie o pomoc. Fajnie tak myć się w łazience, w której znajduje się tylko kabina, ubikacja, zlew i lustro. Jak dużo miejsca! Same plusy! Wychodząc z niej, usłyszałam domofon. Podleciałam otworzyć, nie pytając się nawet kto to. Patrząc na zegarek stwierdziłam, że musi być to pizza. Jednak wydawało mi się, że coś zbyt długo dostawca idzie na drugie piętro.. Na piżamę, w której skład wchodziły krótkie spodenki i luźna koszulka z napisem „Kolejorz”, nałożyłam bluzę z takim samym napisem na plecach i otworzyłam drzwi, w celu udania się na klatkę i delikatnym ogarnięciu sytuacji. Jednak nigdzie nie wyszłam, bo w progu stał młody, wysoki i przystojny brunet, z wyraźnym zamiarem zapukania. W ręku trzymał pudełko pizzy, lecz zdziwiło mnie to, że był on w.. hm, domowym stroju i samych skarpetkach.
- Cześć, zamawiałaś może pizzę? – widocznie cała ta sytuacja wydała mu się śmieszna, bo z trudem starał się opanować wybuch śmiechu, na który to zresztą mi też się zbierało.
- No tak jakoś się składa, że tak. Teraz nowa moda? Dostawcy przychodzą do domu w skarpetkach, tak? – spojrzałam na jego stopy, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Nie wiem, nie orientuje się. - zaśmiał się. - Jestem spod 43, a ty pewnie jesteś nową sąsiadką? Bartek jestem. – powiedział, podając mi prawą rękę.
- Wiktoria. Tak, razem z przyjaciółką wprowadziłyśmy się tu dzisiaj. Może chcesz wejść do środka, zimno na tej posadzce. – otworzyłam szerzej drzwi, zapraszając go do środka.
- Hm, bardzo gustownie to sobie urządziłyście.. – kiwał głową, patrząc na świecące pustką pokoje. – Teraz nowa moda? Mieszka się teraz w domu bez mebli, tak? – dodał, przedrzeźniając mnie.
- Powiedz mi lepiej, dlaczego stoisz tutaj z pizzą w korytarzu, skoro nie jesteś dostawcą.
- Tak się o to składa, że albo podałaś mu zły adres, albo oni pomyli i zamiast 42, napisali 43. Mimo wykłóceń się z tym facetem, zostałem szczęśliwym posiadaczem pizzy. – uśmiechnął się, a ja zakryłam bardziej bluzą, gdyż koszulka ta miała bardzo mocno wycięty dekolt, co przykuło jego uwagę.
- Akurat zamówieniem zajmowała się moja przyjaciółka, może coś pokręciła. Ile zapłaciłeś? – spytałam, sięgając po portfel.
- I myślisz, że teraz każę ci mi płacić?
- No a jak inaczej? – uniosłam brew. – Przelać ci je na konto?
- Podoba mi się twoje poczucie humoru. – odparł, szczerząc się. – Macie tę pizzę ode mnie w ramach tego, że nie przywitałem was ciastem i transparentem z napisem „Welcome”. – dodał, a ja wybuchłam śmiechem. Odebrałam od niego naszą kolację i uśmiechnęłam do niego, jak najładniej potrafiłam. – Moja misja została spełniona. Smacznego i dobrej nocy! – pożegnał mnie, a ja jeszcze raz podziękowałam i przeprosiłam za całą tą sytuację. Gdy trzasnęły drzwi Magda wyszła ze swojego pokoju.
- Czemu nie wyszłaś go poznać? – zapytałam, otwierając pudełko i dzieląc kawałki.
- Chciałam dać wam trochę prywatności. – uśmiechnęła się znacząco, za co dostała sójkę w bok.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- Nic, ta znajomość przyniesie ci, mi zresztą też, wiele dobrego. – odpowiedziała z uśmiechem, biorąc kęs. Przyjrzałam jej się podejrzliwie, starając odgadnąć co ma na myśli.
- Magda, w tej chwili mów mi o co z nim chodzi, bo te twoje dwuznaczne odpowiedzi zaczynają mnie denerwować, serio! – zagroziłam jej palcem, stając naprzeciwko niej.
- Ale ja nic nie wiem, nie rozumiem o co ci chodzi..
- Przestań robić ze mnie idiotkę, dobrze?
- Wcale nie muszę się starać… - rzuciła pod nosem.
- Ejj! Prosisz się o dostanie kopa w tyłek!
- No Wicia.. Naprawdę się nie domyślasz..?
- No o to chodzi, że domyślam, ale chcę, żebyś mi to powiedziała.
- Obiecałam, że nie powiem ani słowa, więc tego nie zrobię. Też cię kocham. – powiedziała, i ucałowała mnie w policzek, siadając na materacu i zajadając się naszą, jakże pożywną, kolacją. Pokręciłam tylko głową, uśmiechając się pod nosem. Nie spodziewałam się, że to kółko pokryte serem, szynką, pieczarkami, czy papryką, przyniesie mi tyle dobrych rzeczy. Nie dość, że nie musiałam za nią płacić, to w dodatku dzięki niej poznałam przystojnego sąsiada, którego osobowość nurtowała mnie od południa..
Witam ponownie! Zdaję sobie sprawę, że trochę naciągnęłam Waszą cierpliwość, bo rozdział powinien pojawić się już dawno.. No właśnie, powinien.. Eh, brak czasu to mój odwieczny problem. Ale ważne, że jest, a nie to, że napisanie jego zajęło mi ponad tydzień :) Nie jestem z niego zadowolona, jest trochę nudny.. No, ale jakieś wprowadzenie niestety musi się pojawić. Więc.. Miło byłoby, gdybyście zechcieli to skomentować, ocena osoby trzeciej bardzo by mi pomogła i w razie jakiś błędów - wiele nauczyła. Do następnego! :*
Bartuś, ciacho ci doniosło pizze, mrałł, huehehue, No rozdział wspaniały jak zawsze, chociaż to pierwszy! 3000000 razy poprawiałaś, bo to przecinek, za dużo, za mało, nie ma przerwy! KOCHAM:*******
OdpowiedzUsuńhahah, no co, znasz mnie.. jestę perfekcjonistką :D dziękuję! KC też :***
UsuńCudowny ten rozdział <33
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i życzę weny! :*
dziękuję bardzo, kochanie! wena na pewno się przyda :) :**
UsuńNawet nie wiesz jak się cieszę,że wróciłaś z nowym blogiem ♥
OdpowiedzUsuńRozdział boski :D
Zapraszam do mnie:
http://nikt-nie-jest-ideaalny.blogspot.com/
Dopiero zaczynam i byłabym wdzięczna gdybyś skomentowała :D
dziękuję bardzo! ♥ oczywiście, zajrzę i skomentuję, bo wiem jakie to ważne, sama zaczynam :)
UsuńNo w końcu się doczekałam! Ileż można czekać, hm? No więc dostałam Audi hah jak fajnie *-* Nasi sąsiedzi jacy fajni :D Nie mam pojęcia o co Magdzie/mi chodziło w niektórych momentach :D Czekam kochanie na nastepne!:*
OdpowiedzUsuńoj tam, ponad tydzień czekania na takie badziewie..? nic takiego! no ba, oby serio ci sąsiedzi byli dla nas tacy uprzejmi, c'nie? :D dziękuję! :*
UsuńBardzo ciekawie się zaczyna będę tutaj zaglądać :* Pozdrawiam i zapraszam do mnie : http://i-love-forgives-all-is-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo, już zaglądam :*
UsuńGenialny ;*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny <3
Zapraszam :D > http://welcome-my-lifee.blogspot.com/
dziękuję bardzo! :* zajrzę, zajrzę :)
UsuńBarteg - szaleniec w skarpetkach :3 uroczo xD Wika jak i z poprzedniego opowiadania: zakrecona, miła i zawsze usmiechnieta! :D Madzia zresztą też. Ania wydaję się być dobrym duchem opowiadania :3 jednym slowem- MAGIA!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i pozdrawiam :3
PS. Jezeli to ty na avku, to gadaj gdzie kupilas ten sweter/bluzę *____*
haha, wyszło, że w skarpetkach hahah :D nie wiem, może dlatego, że ona odzwierciedla mnie? i to pewnie stąd się bierze :)) dziękuję bardzo za komentarz :**
UsuńSkoro odzwierciedla Ciebie to masz mega charakterek ;) a taka dziewczynka, ktora zaprosila cie do znajomych na GG to ja, heh :P
UsuńRozdział jest fantastyczny. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Życzę weny i zapraszam do siebie na : http://sport-aktywnosc-lifestyle.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
dziękuję bardzo! :)
UsuńFajny rozdzial :)skad masz taka bluze jak na zdjeciu ?
OdpowiedzUsuńdziękuję. na avatarze to nie jestem ja ;)
UsuńAaa :D bo strasznie mi sie podoba i nie wiem gdzie taka kupic... :)
Usuńdziewczyny (zawodników Borussii) zamówiły sobie na niemieckiej stronie typu allegro, takie właśnie naklejko-naprasowanki BVB i przyprasowały na czarny sweter :)
UsuńAa :)
UsuńTen rozdział jest mega. Zaczyna się ciekawie. Szczerze powiem to nie wiedziałam że Tomasz Kędziora gra w Lech, no ale trzeba poszerzać horyzonty piłkarski :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do sb serce-nie-sluga-ms.blogspot.com
dziękuję bardzo :) jestem pewna, że większość osób nawet nigdy nie słyszało o kimś takim jak Kędziora, więc nie jesteś sama :D pozdrawiam!
Usuńświetny :3 nie mogę doczekać się nastepnego ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam - http://pomimowszystkokocham.blogspot.com/
dziękuję bardzo :)
Usuń