sobota, 2 listopada 2013

#2.| Niespodziewany gość.


- Boże, jak tu pięknie.. – powiedziała w pełni zadowolona i dumna z nas Madzia, łapiąc się za boki i ogarniając wzrokiem nasze świeżo wyremontowane, piękne mieszkanie. Obydwie jesteśmy perfekcjonistkami, zadbałyśmy o najmniejsze detale. Na ścianie korytarza, a raczej przedsionka, gdzie była szafka z butami, szafa oraz wieszaki, widniał namalowany przez nas napis: you only live once - taki pozytywny akcent, na poprawę humoru. Po lewej stronie od wejścia była tekturowa, lecz solidna ścianka z wyciętymi, kwadratowymi otworami, gdzie umieszczone były ramki z naszymi zdjęciami. Jestem pewna, że w przyszłości będzie to miejsce na rzucenie kluczy, telefonów, dokumentów i innych dupereli. No cóż, obydwie jesteśmy bałaganiarami, wiadome jest, że nie utrzymamy zbyt długo takiego idealnego porządku. Kuchnia ma białe ściany i czarne, lakierowane meble. Wygląda to wszystko elegancko i nowocześnie, czyli tak, jak zaplanowałyśmy. W sumie nie jestem przekonana co do czarnych mebli, bo będzie widać na nim każdą najdrobniejszą plamkę, a co gorsza – kurz. No cóż, spontaniczna decyzja, pewnie będzie takich więcej. Tak jak wcześniej wspominałam salon ma delikatny beżowo-kawowy kolor ścian, więc w takich kolorach dobrałyśmy dodatki, takie jak: kanapa, firanki, zasłony oraz meble. Przed wygodną, ciemnobeżową sofą na ścianie wisi telewizor plazmowy, pokaźnych rozmiarów. Na tej samej ścianie wiszą nasze zdjęcia, które rozweselają cały pokój. Łazienka była w turkusowych odcieniach. Dosyć spora wanna, małe mebelki, drobna pralka, ikejowski kosz na brudną bieliznę, turkusowe kwiatuszki w białym wazonie. Chciałyśmy wszystko ograniczyć do minimum, żeby zbytnio nie zmniejszyć pomieszczenia. No i moje biało-niebieskie królestwo! Nie spodziewałam się, że aż to wszystko aż tak mi się spodoba! Eleganckie, białe meble na ślicznych pozłacanych nóżkach, idealnie komponują się z dwuosobowym łóżkiem, które zdobi pościel z herbem ukochanego klubu. Na środku pokoju umieszczony został puszysty, okrągły dywan pod kolor mebli. Jest jeszcze coś, z czego jestem podwójnie dumna.. Mianowicie od dziecka, gdy oglądałam amerykańskie filmy, marzyłam o tym, aby mieć szeroki parapet przy oknie, na którym mogłabym położyć poduszki i zwyczajnie usiąść tam, rozmyślając o życiu, patrząc przez okno. Od dzisiaj moje marzenie zostało spełnione, biały, spory parapet, na którym widnieje mały, niebieski materacyk i kilka małych, białych poduszeczek. Idealnie.
- Wiem, nasze pierwsze samodzielne mieszkanie.. Powinnyśmy zostać architektami wnętrz, serio! – odparłam śmiejąc się cicho. Szłam ze szklanką wody do salonu, gdzie leżała moja przyjaciółka, testując miękkość kanapy.
- Ej, ty lepiej idź podziękuj twojemu Bartkowi! – wiedziałam, że zacznie ten temat.
- Jak on znowu mój? Równie dobrze sama możesz do niego iść.. – wzruszyłam ramionami, starając się ukryć to, jak bardzo denerwuję się na myśl, że mam udać się do mieszkania obok.
- Ale to tobie zaproponował pomoc, nie mi! – no dobra, potrzebowałam kilku sekund, żeby wymyślić jakąś rozsądną odpowiedź na to wszystko.
- No tak, bo ciebie wtedy jeszcze nie znał, dzikusie!
- Ale jakby nie było, to ciebie faworyzuje. Idź z tymi babeczkami, uśmiechnij się ładnie, podziękuj jeszcze raz i życz miłego dnia. Takie trudne? – spytała, podnosząc się delikatnie, by lepiej się mi przyjrzeć. – Tylko ubierz coś z większym dekoltem, kobieto.
- Zaraz dostaniesz po łbie! – wykrzyknęłam, oblewając się przy tym dopiero co nalaną wodą.
- Akurat musisz się przebrać, no patrz jaki pech.. – uśmiechnęła się i wstała, udając się do mojego pokoju. Otworzyła szafę i zaczęła szperać między ciuchami.
- Magda, dopiero co to wszystko układałam! – po raz kolejny podniosłam głos i czym prędzej poleciałam do swojego pokoju, aby powstrzymać tę wariatkę. Ona stanęła przede mną z nowiusieńką bluzką. – No chyba żartujesz.
- Po coś ją kupiłaś, nie? Jeszcze ani razu jej nie miałaś na sobie. I czas to zmienić. – skwitowała wszystko uśmiechem, zdejmując ze mnie mokrą koszulkę i zakładając w jej miejsce jeszcze nienoszoną, czarną. – Ściągaj te dresy, bo nie mogę patrzeć na ten zestaw.
- No Magda, do jasnej cholery, przecież nie idę na bankiet, tylko do sąsiada! Z babeczkami! Na dwie minuty!
- Ale nie wiadomo, kto tam u niego jest! Wiem o tym! Może na pięć minut! – odpowiedziała tym samym tonem na każdą wykrzyczaną przeze mnie kwestię. – A poza tym sama mówiłaś, że nie wyjdziesz na dresie, żeby uniknąć niezręcznej sytuacji, gdy będziesz w domowych ciuchach, a Tomek wyskoczy ci zza rogu. – mówiła na jednym wdechu. – Więc się zamknij i ubieraj te jeansy.
- Dobra, ale daj mi już spokój. Ostatni raz coś takiego ma miejsce, rozumiesz? – zagroziłam i wyminęłam ją gwałtownie, próbując znaleźć parę pasujących spodni. Gdy je znalazłam ubrałam je, ułożyłam delikatnie włosy i stopy odziałam w swoje ciepłe kapcie. Starałam się nie patrzeć na minę przyjaciółki, więc czym prędzej wzięłam przygotowane wcześniej babeczki na blacie. Niestety Magda jest wzrokowcem i zawitała w przedpokoju z parą balerinek. Pokręciłam głową, weszłam w nie i wzdychając, wyszłam z mieszkania. Zapukałam w drzwi obok, wiedząc, że jestem obserwowana przez wizjer czujnym okiem Wilczyńskiej. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy pokazywałam jej jedną z najgłupszych moich min, drzwi otworzyły się, a Bartek, który za nimi stał, wybuchnął śmiechem. Sama nie mogąc się powstrzymać zawtórowałam mu, czując, jak moje policzki robią się coraz bardziej ciepłe i będąc pewna, że powoli zmieniają swoją barwę. W duchu wyzywałam siebie, że akurat w tym momencie musiałam przedstawić najbardziej kompromitującą mnie minę, takie typowego, chorego psychicznie człowieka.
- Wiesz co.. im dłużej cię znam, tym bardziej się ciebie obawiam. – odezwał się w końcu, mając załzawione oczy od śmiechu.
- Masz czego, oj masz. – pokiwałam głową, starając się nie myśleć o tym, co dzieje się za drzwiami mojego mieszkania. Prawdopodobnie moja współlokatorka wije się po podłodze, dławiąc ze śmiechu.
- To dla mnie? – zatrzepotał rzęsami, łapiąc się za klatkę piersiową.
- Od razu mówię, że to nie był mój pomysł. – odparłam, na co mina mojego sąsiada lekko zrzedła.
- Wiem, że to Magda, przecież ty nie wpadłabyś na tak wspaniały pomysł. – odgryzł się, a ja wytknęłam mu język.
- Wpuścisz mnie, czy nie, bo stać tu nie zamierzam..
- Złośnica.. – przymrużył oczy, lecz otworzył szerzej drzwi, zapraszając przy tym do środka. Weszłam i zastanowiłam się który to raz już dzisiaj tu jestem. 3,4? Jakoś tak będzie. Boże, cztery dni się z nim znam, a wchodzę do jego mieszkania, jak gdyby nigdy nic. Nie wiem czemu, ale czuję się, jakbym znała tego faceta od lat. Mamy naprawdę świetny kontakt, co bardzo mnie dziwi.. Szłam właśnie do kuchni, żeby odstawić babeczki, kiedy to nagle z całym impetem uderzyły we mnie drzwi od łazienki. Cała zawartość pudełka wylądowała na mnie, a przede wszystkim na mojej NOWEJ bluzce. Zabiję Magdę, ale przedtem zajmę się tym kimś, który spowodował całe to zamieszanie. Przeklinając pod nosem, schyliłam się, żeby pozbierać słodycze, lecz ktoś usilnie próbował wydostać się z pomieszczenia.
- No poczekaj chwilę, pali się?! – rzuciłam, nie myśląc uprzednio co mówię. Fajnie, jeśli to będzie jego matka, lub ktokolwiek z rodziny.. Spojrzałam na Bartka, który wydawał się mocno ubawiony całym tym wydarzeniem. – A ty może, zamiast się niepotrzebnie gapić i śmiać, pomógłbyś mi, co?
- Spokojnie, już idę. – uśmiechnął się szeroko i ukucnął przy mnie, pomagając pakować babeczki do pudełka. – Nie przesadziłyście z ilością ich? Przecież będę jadł to przez tydzień..
- Najwyżej ci pomogę. – zaśmiałam się, odgarniając niesforny kosmyk za ucho. – W ogóle kto to jest? – dodałam szeptem.
- Gdzie?
- No tam, debilu.. – kiwnęłam głową na drzwi od łazienki. On tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mój kuzyn. Straszny idiota, możesz na niego jeszcze nakrzyczeć, pozwalam. – puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową, uśmiechając się pod nosem. Kiedy skończyliśmy wstałam i rzuciłam, że ten ktoś może już wyjść, nie patrząc nawet kim jest ta osoba. Pudełko położyłam na blacie, zaraz przy lodówce. Zmoczyłam skrawek ręcznika i zaczęłam ratować swoją bluzkę przed zaschnięciem się tych cholernych plam od czekolady, bitej śmietany i tym podobnych. Wzięłam wdech i wyszłam do salonu, gdzie udał się mój sąsiad z nieszczęsnym towarzyszem. Chciałam tylko jeszcze raz podziękować i iść już do siebie. Kiedy weszłam do gościnnego przeżyłam szok. Wielki szok. Na kanapie, zaraz obok Bartka siedział sam Karol Linetty! Matko Boska, a ja tak na niego warknęłam.. Momentalnie żołądek podskoczył mi do gardła i stałam naprzeciwko nich, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Więc to ty jesteś tą niemiłą sąsiadką Bartka, hm? – zagaił uśmiechając się od ucha do ucha i wstał, aby przywitać się ze mną.
- Nie, coś ty.. Jestem pewna, że chodzi o moją przyjaciółkę.. – mózg znów zaczął pracować i zaczęłam odzyskiwać swoją pewność siebie. – Jestem Wiktoria i od razu chciałabym cię przeprosić za to wszystko, pechowy dzień dzisiaj mam chyba.. – uśmiechnęłam się delikatnie, podając mu rękę.
- Być może coś pomyliłem, nigdy nie słucham go zbyt dobrze.. – wzruszył ramionami i uścisnął moją dłoń. – Karol.
- Eghm, myślę, że nie musisz się jej przedstawiać. – zaśmiał się brunet, patrząc na naszą dwójkę.
- Naopowiadałeś już jej coś o mnie? Wiedziałem. – wskazał na niego palcem, udając urażonego.
- Sorry, ale ona ma cało biało-niebieski pokój z pościelą Lecha Poznań i antyramą z waszymi zdjęciami.. – powiedział, a ja skarciłam go wzrokiem, co nie uszło uwadze Karola.
- No to bardzo miło.. Ty może zrób sąsiadce kawy, czy herbaty, a ja sobie porozmawiam z nowo zapoznaną koleżanką, co? Kto cię wychowywał, dziecko. – pokręcił głową, wzdychając teatralnie.
- Młody, lepiej zajmij się swoimi samochodzikami i piaskownicą! – na te słowa Linetty ruszył do kuzyna, rozpoczynając jakże fascynującą walkę mma. Oparłam się o futrynę, śmiejąc się z głupoty osób, z którymi przyszło mi przebywać w jednym pomieszczeniu. W końcu opamiętali się i równocześnie spojrzeli na mnie.
- Dobra, to może wy sobie jednak pogadajcie, albo coś, a ja pójdę po piwo i Magdę, okej? – odezwał się Bartek, wstając z kanapy i rozglądając się za portfelem. Podałam mu go, bo był zaraz przy mnie, czego oczywiście nie zauważył.
- W sumie nic lepszego nie mamy do roboty.. Ewentualnie mogę zgodzić się na jedno piwo w twoim towarzystwie. Ale nie wiem czy na kolejne będę miała cierpliwość.. – zwinęłam się w kulkę, bo mój rozmówca właśnie obsypywał mnie sójkami w bok. W końcu uwolniłam się od niego, uciekając na kanapę, na której siedział Karol. Kiedy trzasnęły drzwi, spojrzałam na piłkarza, nadal nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
- Więc.. od kiedy kibicujesz Lechowi? Bo jeszcze nie spotkałem się z tak ładną dziewczyną, która byłaby aż tak zafascynowana tym klubem.. Przeważnie te, które spotykałem mówiły tak, żeby..
- .. się przypodobać, wiem. Czasem jestem tak postrzegana.. – przerwałam mu i usiadłam po turecku naprzeciwko niego. – W sumie miłości do Lecha uczona byłam od małego. Już w wieku 6 lat zagościłam po raz pierwszy na Bułgarskiej. I tak pozostało do dziś – uśmiechnęłam się, patrząc na niego.
- Ja nie mogę, byłaś wcześniej na stadionie niż ja sam.. Tym bardziej, że jestem od ciebie młodszy chyba, nie?
- O rok. – zaśmiałam się, bo chyba nie spodziewał się, że znam datę jego urodzin.
- Czuję się zażenowany.. – wyszczerzył się jednak, bacznie mi się przyglądając. – Jesteś modelką?
- Nie, a skąd to pytanie?
- Tak po prostu. Masz takie idealne rysy twarzy.. – zaczął, ale mu przerwałam.
- Linetty, czy ty właśnie mnie kokietujesz? – wypaliłam, rzucając w niego poduszką. Ten tylko zaśmiał się, chowając poduszkę za plecy.
- Coś ty, wydawało ci się. – puścił mi oczko, a ja wskazałam na niego palcem. Karol jeszcze bardziej się roześmiał, a ja słysząc i widząc to wszystko, nie mogłam pozostać poważna.
- Dobra, ogarnij się już, może w Fifę lepiej zagramy, co? – przyłożyłam mu pudełkiem od gry, która leżała na ławie i aż prosiła się o otwarcie.
- Ty i ja? W Fifę? 14?
- Widzisz tu kogoś innego? – uniosłam brew, lekko irytując się tym, że tak jak reszta chłopaków, Karol jest zdania, że dziewczyna nie powinna grać w coś takiego. No tak, przecież dziewczyny są takie kiepskie w te klocki..
- No właśnie.. Jesteśmy tu we dwoje, sami, w jednym mieszkaniu i…
- KAROL!
- Dobra, dobra. Przepraszam, to był ostatni raz – uniósł ręce do góry, niczym rozstrzelany żołnierz w czasie wojny i bez żadnych niekontrolowanych ruchów, nie spuszczając ze mnie wzroku, sięgnął po dwa joysticki, podając mi jeden z nich.
- No przestań! – klepnęłam go w ramię, śmiejąc się cicho.
- No tak źle i tak nie dobrze. To jaki mam być? – uniósł brew i oderwał się od ustawień przed grą, żeby na mnie spojrzeć.
- Taki jaki jesteś naprawdę, nie udawaj nikogo. Wtedy cię zaakceptuje i będzie wszystko dobrze. – wzruszyłam ramionami, a mój wzrok powędrował na ekran telewizora.
- Studiujesz psychologię, czuję to. – w odpowiedzi kiwnęłam potwierdzająco głową, uśmiechając się delikatnie. W sumie dopiero będę, ale to przecież mały szczegół..
Mój towarzysz wybrał Real, więc ja postawiłam na Barcelonę. Takie Gran Derbi nam się zrobi, może być ciekawie. Ominęliśmy wszystkie te treningi przedmeczowe i rozpoczęliśmy pojedynek. Gra do jakiejś 80 minuty była bardzo wyrównana, nadal remisowaliśmy 0:0. Potem jednak Karol ukazał swoje umiejętności nabyte dzięki całodziennemu siedzeniu przy konsoli i w ostatnich minutach strzelił decydującego gola. Właśnie w momencie, kiedy pomocnik śpiewał ze szczęścia nieznaną mi melodię, w korytarzu pojawił się Bartek wraz z moją przyjaciółką.
- Na litość boską, Linetty! Do te Voice of Poland dużo ci brakuje, więc nie prezentuj nam braku swojego talentu, dobrze? – zaczął gospodarz, mrużąc oczy. Zaraz za nim weszła Magda, która przedstawiła się i zajęła miejsce na wygodnym fotelu. Uśmiechnęła się do mnie znacząco, lecz ja udawałam, że tego nie widzę.
- A poza tym wiesz, że wygrałem z Wiktorią w Fifę? – zatarł ręce, szczerząc się od ucha do ucha. Ja tylko przewróciłam oczami, rzucając, że się dawałam.
- No to może proponuję mały rewanż, co? – Bartek widocznie nie miał ochoty wysłuchiwać naszych kłótni i dogryzek, więc podał nam niedawno używane joysticki, uśmiechając się zachęcająco. Oczywiście zgodziłam się na ten układ, chciałam pokazać, że mnie też stać na wygraną. Nie obiecałam jednak, że będę grać fair.. Uśmiechnęłam się do siebie, siadając po turecku na podłodze. I znów gwizdek i rozpoczęcie. Teraz już znałam tricki Linettego, starałam się skupić na grze. Potem tak poniosłam się grze, że mimo, że usłyszałam trzaśnięcie drzwi, nawet nie odwróciłam wzroku od ekranu, by zobaczyć co się dzieje.
- No Karol!! – wykrzyknęłam, kiedy ten strzelił na 1:0.
- Mistrza nie pokonasz, kochana.. – wzruszył ramionami, a ja przyłożyłam mu przez głowę. Dobra, inaczej się nie da, wcielamy plan w życie. Po wznowieniu gry, ruszyłam do przodu, jedną ręką grając, a drugą rozpraszając Karola. Klikałam mu w przyciski, podszczypywałam, aż trafiłam wyrównującą bramkę. – No to nie jest fair, Bartek, powiedz jej coś!
- No sorry, ale nie było mówione, że trzeba grać sprawiedliwie.. – usłyszałam, nie oglądając się za siebie. Wytknęłam mu język, a on udając obrażonego powrócił do naszej walki. No i tym sposobem rozpętałam trzecią wojnę światową. To, co później się działo, to był istny dzicz. W ostatnich minutach, nawet nie skupialiśmy się na grze, lecz na tym, kto komu bardziej przypieprzy. Jednak pojedynek zakończył się wynikiem 3:2 dla mnie. Pisnęłam i wstałam, żeby powiedzieć parę słów do „sędziego” Bartosza, lecz gdy tylko się odwróciłam zimny prąd przeszedł od czubka mojej głowy aż po palce u stóp. Obok Magdy, na kanapie siedział Tomek, śmiejąc się z nas niemiłosiernie (zresztą jak cała trójka) i bijąc przy tym brawo. Boże, co za wstyd, co za wstyd – tylko to krążyło w moich myślach, nie dając mi kompletnie przemyśleć całej tej sytuacji i powiedzieć choć słowo. W tym wyręczył mnie mój dotychczasowy przeciwnik.
- Nie myśl Tomek, że ona tak wygrywa.. teraz to widziałeś co robiła. Tamten mecz graliś.. – zaczął.
- Już dobra, nie wychwalaj się już tamtą wygraną, bo to nie sztuka cudem strzelić jedną bramkę.. Gra była wyrównana, miałeś po prostu szczęście.. – stwierdziła Magda, uśmiechając się do mnie. Mam tylko nadzieję, że nie zachciało jej się opowiadać o mnie niestworzonych rzeczy, jak to ma zazwyczaj, żeby zrobić mi na złość. Zaczęły drżeć mi dłonie, no tak, zapomniałam już jak, ten facet na mnie działa. Doszedł jeszcze strach o to, aby się czasem nie zbłaźnić.
- Tak w ogóle to cześć, nawet nie wiedziałam, kiedy wszedłeś.. – obdarowałam go uśmiechem, kryjąc latające ręce.
- Hej, no byliście bardzo zajęci grą, a raczej sobą.. – spojrzał na nas znacząco, uśmiechając się promiennie. No tak, jeszcze brakowało tu tego, żeby wyszły jakieś ploty, że kręcę z Linettym.
- Ty już sobie tam nie wyobrażaj, co? – odezwał się Karol, rozkładając się na fotelu.
- Myślę Magda, że powinnyśmy już iść, niech chłopacy sobie pogadają, a my im w tym nie przeszkadzajmy. – zwróciłam się do przyjaciółki, a ona załapała o co chodzi, więc bez zbędnych protestów podniosła się z sofy.
- No przestańcie, siadajcie, Wika nawet nie skończyła piwa.. – Karol wskazał na butelkę.
- Zostanie dla ciebie. Naprawdę musimy już iść. Miło było was widzieć, a my następnym razem zagramy już fair. – podeszłam do niego i poczochrałam mu włosy. Obrzuciłam uśmiechem każdego po kolei i łapiąc za rękę ciemnowłosą, ruszyłam do wyjścia.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego do jasnej cholery stamtąd spieprzyłaś?! – dopadła mnie, kiedy chciałam wejść do swojego pokoju.
- A co miałam zrobić? Cześć Tomek, to ja Wiktoria, dokładnie ta co się z tobą widziała na tej wsi i która miała tam przed tobą tyle przypałów.. – zaintonowałam, przewracając oczami.
- No już przestań, było trochę beki, ale..
- Trochę beki?! Na pewno śmiali się z nas w szatni przez jakiś miesiąc.. – znów przypomniały mi się te zdarzenia, których wolałabym nie pamiętać.
- No już przestań.. Ale nadal nie wiem, czemu wyszłaś? Miałaś okazję z nim pogadać, tak normalnie i on by nie popisywał się przed kolegami, i ty byłabyś pewniejsza siebie.. – zaczęła cicho, a ja zaczęłam myśleć nad tym co mi powiedziała. Może zrobiłam to zbyt impulsywnie?
- No tak, ale boję się, że mnie pamięta i.. no i wiesz. – ściągnęłam brwi, tak jak to mam w zwyczaju, gdy się denerwuję.
- Nie, wątpię.. Dużo się zmieniłaś od tamtego roku, masz troszkę inną fryzurę, wypiękniałaś jeszcze bardziej.. – klepnęła mnie, uśmiechając promiennie. – I pewnie powiedziałby coś, że znowu się spotykacie, albo, że gdzieś cię już widział.. a nic takiego nie było, a nie miałby podstaw, żeby ukrywać to, że cię pamięta.
- Może masz racje, zwyczajnie spanikowałam. – wzruszyłam ramionami i chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, weszłam do pokoju, przed którym to stałyśmy. Rzuciłam się na łóżko, wzdychając głośno. Nie mam pojęcia co teraz robić. Chciałabym ‘zakolegować się’ z nim, ale jednak coś mnie blokuje. A dokładniej to, że w perspektywie czasu wiem, że tamto spotkanie nie powinno tak wyglądać. Początkowo z Madzią, kiedy przypominałyśmy sobie tamten dzień, zwyczajnie śmiałyśmy się z tego, że byłyśmy takie głupie, że odwalałyśmy takie rzeczy. Ale teraz, kiedy wiem, że mam okazję po raz kolejny spotkać się z Tomkiem to.. Nie jest mi coś do śmiechu. Mam wielką nadzieję, że nie skojarzy mnie i będziemy mogli poznawać się ‘na nowo’.
- Wiktoria, masz gościa! – krzyknięcie przyjaciółki i tysiąc nowych myśli przebiegających mi po głowie. Nie ukrywam, że w pośród tych wszystkich ludzi, którzy znali mój nowy adres i którzy przebywali w Poznaniu przyszedł mi na myśl pan Kędziora. Może czegoś zapomniałam, albo on sobie coś przypomniał i.. Dobra, nie wymyślaj – skarciłam się w myślach i z małą niechęcią ruszyłam do salonu, gdzie prawdopodobnie przebywała osoba, która chciała się ze mną zobaczyć.
- Karolina? Boże Święty, co ty tu robisz? – podleciałam z prędkością światła do blondynki, która nie wiem jakim cudem, złożyła mi wizytę.
- Hej, kochana, ładnie to tak się nie odzywać? – zaśmiała się, przytulając mnie mocno i okręcając wokół osi.
- Kompletnie wyleciało mi to z głowy.. Zresztą nie widziałyśmy się już tyle czasu, równie dobrze, mogłaś o mnie już zapomn..
- Nie kończ, głupku, bo ci strzelę! – ucałowała mnie w policzek i wypuściła z żelaznych objęć. Madzia stała w kuchni, uśmiechając się na nasz widok. Karolina jest moją przyjaciółką z dzieciństwa, razem bawiłyśmy się w jednej piaskownicy. Pożyczałyśmy sobie lalki Barbie, bawiłyśmy się w dom, chodząc po osiedlu z wózkiem i ubranym na różowo bobasem w środku. Kiedy miałyśmy po 16 lat, rodzice blondynki rozwiedli się, a jej mama zdecydowała, że chce rozpocząć nowe życie w Poznaniu. I od tej pory, widziałyśmy się raz na jakiś czas, przeważnie wtedy, kiedy przyjeżdżałam na Bułgarską, by na żywo oglądać mecze ukochanej drużyny. Karolina miała tyle szczęścia i wykorzystując swój talent taneczny, zapisała się do Kolejorz Girls, czyli zespołu cheerleaderek, które swoim występem cieszyły oczy kibiców przed meczami.
- Mamy tyle to nadrobienia.. – westchnęłam. – Chodźmy może do pokoju, hm? Madzia, idziesz z nami? – to pytanie było retoryczne, dobrze znałam odpowiedź. Niestety obydwie dziewczyny nie przepadały ze sobą, kłóciły się odkąd pamiętam. Przez lata byłam w rozterce, doszło do tego, że jednego dnia bawiłam się z Magdą, a drugiego z Karoliną. Czasem to nawet w ciągu dnia musiałam się rozdzielać. Teraz już z tego wyrosły, mogą przebywać w swoim towarzystwie, wymienią ze sobą parę zdań. Ale nie ukrywają swojej niechęci do siebie.
- Nie, nie. Obejrzę sobie jakąś komedię, bo zaraz leci. Nie przeszkadzajcie sobie. – odpowiedziała chyba szczerze, bo nie usłyszałam w jej głosie nutki sarkazmu, czy złośliwości. Wzięłam więc ‘starą’ przyjaciółkę za rękę i zaprowadziłam do swojego królestwa. Jej reakcja na mój pokój nie była zbyt zadziwiająca, spodziewała się tego, że wymaluję go sobie na biało-niebiesko.
- No więc jak tam, Kędziora zdobyty? – poruszyła śmiesznie brwiami.
- Nie śmiej się. Dzisiaj miałam z nim konfrontacje.. – westchnęłam, kładąc się na łóżku.
- No jestem nieźle w tyle.. Utrzymujecie ze sobą kontakt od tego Kleczewa? Nic o tym nie mówiłaś.. – uniosła jedną brew, nie spodziewając się niczego.
- Coś ty.. Obok mnie mieszka taki Bartek, z którym mam niezłe kontakty.. – przerwałam, żeby uderzyć blondynkę, za jej głupie, znaczące miny. - .. i on.. okazał się być kuzynem pewnego pomocnika Lecha z numerem 7 na koszulce. – skrzywiła się nieco, orientując o kogo chodzi.
- A zapowiadało się tak fajnie.. – zrobiła smutną minę.
- Boże, to, że jest spokrewniony z Karolem, nie oznacza, że jest taki jak on. Zresztą bardzo się polubiłam z Linettym. – wzruszyłam ramionami.
- Że co?!
- To co słyszałaś. Wcale nie jest taki straszny, jak opowiadałaś..
- Wika, on nie jest taki, jaki ci się wydaje.. – zaczęła swoje wywody.
- Dobra, może skończę ci najpierw to co zaczęłam, a potem będziesz prawiła mi kazania, co? – irytowało mnie lekko to jej uprzedzenia do Karola. Nie czekając na jej odpowiedź kontynuowałam. – I Tomek też do niego wpadł. Na początku zupełnie nie zdałam sobie sprawy z tego, że on tam jest, kiedy jednak skończyłam grać z.. Karolem, to zorientowałam się, że od kilku minut nam się przygląda. Spanikowałam, bo myślałam, że mnie rozpozna, dlatego wzięłam Magdę i wyleciałam stamtąd jak oparzona. I teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam..
- Oczywiście, że niedobrze. Miałaś okazję z nim porozmawiać, deklu mój. – pogłaskała mnie po policzku. – Widzę, jak się denerwujesz, spokojnie. Jeśli nic nie mówił, to znaczy, że cię nie kojarzy.. Rozmawiałam z nim zresztą, nie wygląda na to, żeby rozpamiętywał tamten dzień – uśmiechnęła się. – Za dużo się martwisz!
- Wiem, ale no..
- Żadnych ale! Kiedyś, kiedy złoży się tak, że będziemy miały w tych samych godzinach trening, co chłopacy, to mnie odwiedzisz.. Nie patrz tak na mnie, ja ci nie odpuszczę! – uśmiechnęła się, poprawiając opadające na twarz włosy.
- Karo? O co ci chodzi z Karolem, hm? Zawsze mówisz mi przez telefon, że pogadamy o tym w cztery oczy.. Teraz jest chyba odpowiedni moment. – zaczęłam niepewnie. Ona westchnęła cicho, a z jej twarzy zniknął już ciepły uśmiech.
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o pewnym chłopaku, który mnie tak zranił?
- No tak, ten co najpierw rozkochał, a potem.. Boże, to o niego chodziło?! – podniosłam się czym prędzej na łokcie i spojrzałam przyjaciółce głęboko w oczy. Już nic nie musiała mówić, wiedziałam, że odpowiedź jest twierdząca.
- Byłam jego zabaweczką. Założyli się w szatni, który pierwszy się ze mną umówi. Dostawali bonusowe punkty za to, że mnie pocałują, lub zwyczajnie przelecą. – jej wzrok był nieobecny, a na ustach tkwił kpiarski uśmieszek. – Karol się tego podjął. Przecież młoda blondyneczka, wygląda na łatwą.. Nie przejmował się tym, że jest młodszy, zajął się zadaniem. Po tygodniu spotykania się, słodkich słówek, tego wszystkiego.. Zakochałam się w nim. Zwyczajnie się nabrałam. Po dwóch tygodniach związku, gdy byłam zaangażowana w to całą sobą, stwierdził, że jednak to siebie nie pasujemy. Po miesiącu dowiedziałam się o tym obrzydliwym zakładzie, całkiem przypadkowo. W sumie chciałam poznać prawdę, ale znając już ją, wolałabym nic nie wiedzieć. – po jej policzku spłynęła mała, drobna łza, którą dość szybko otarła.
- Tak mi przykro… - wyszeptałam jej we włosy, starając uspokoić ją w uścisku.
- Przepraszam, że dopiero teraz ci o tym mówię.. Powinnam zrobić to już dawno. Ale wspomnienie tego bardzo boli, rozdrapuje świeżo zaszyte rany.. – pociągnęła nosem.
- Ważne, że się na to zdecydowałaś. Nie płacz już, nie warto.
- Wiem, wiem, już biorę się w garść. Przez takiego debila, jakim jest on.. Nie będę płakała. Pokażę mu, że to wcale mnie nie wzrusza, że on dla mnie nie istnieje. – powiedziała bojowym tonem, ocierając mokre oczy i uśmiechając się delikatnie.
- I takie nastawienie mi się podoba. – mrugnęłam do niej. Nie mogłam jednak uwierzyć, że ten Karol, ten z którym przed chwilą się wygłupiałam, rozbrykany, młody chłopak mógłby zrobić coś takiego.. I to jeszcze jednej z najważniejszych osób w moim życiu. W pewnej chwili poczułam nawet do niego odrazę, lecz ta szybko minęła. Przecież każdy robi głupie błędy, nie można skreślić człowieka po jednym wybryku, który odbył się dosyć dawno. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji zwyczajnie z nim porozmawiam. Przecież z psychologicznego punktu widzenia – rozmowa najlepsza na wszystko. Była jeszcze jedna rzecz, która mnie bardzo korciła. Mianowicie to, kto był pomysłodawcą całego tego chorego zakładu i kto jeszcze miał brać w tym udział. Muszę znaleźć sposób, by się tego dowiedzieć, bo nie chciałam już dręczyć Karoliny, za bardzo cierpi rozpamiętując tamte wydarzenia. Rozmawiałyśmy jeszcze dobrą godzinę. Tak o wszystkim i o niczym. Około godziny 23.00, przyjaciółka zakomunikowała, że musi już lecieć. Uparła się, że będzie wracała sama, lecz ja nie byłam skłonna zgodzić się na coś takiego. Miałam tylko jedno, jedyne racjonalne rozwiązanie na całą tę sytuację – iść do mieszkania obok i poprosić któregoś z nich, aby odprowadził blondynkę bezpiecznie do domu.
- W sumie, jeśli sama tam pójdziesz i poprosisz, to czemu nie.. – odparła, kiedy podzieliłam się z nią moim planem. – W końcu będziesz miała okazję pomówić z..
- Dobra, cicho siedź, bo mnie jeszcze bardziej zdenerwujesz. – odpowiedziałam mimo wszystko, lekko rozbawionym tonem, szukając swoich balerinek, bo kapcie leżą gdzieś pod łóżkiem, jak zawsze. Zanim weszłam do 43, odetchnęłam głęboko i odliczyłam od pięciu do zera. Zapukałam, lecz wydawało mi się to zupełnie bezsensu, bo wcześniejsze ‘spotkanie’ trójki znajomych, można teraz zastąpić mianem ‘imprezy’ na większą ilość osób i muzyka zagłuszała wszystkie ciche odgłosy. Weszłam więc bez zaproszenia i w pierwszej chwili bardzo tego pożałowałam..

Nie wiem, czy znajdą się osoby, które czekały na ten rozdział, ale gdyby takowe się znalazły to bardzo chciałabym przeprosić za naciągnięcie Waszej cierpliwości :) Wiem, wiem, rozdział jest do bani. Pisany kompletnie na spontana, bez wcześniejszego przemyślenia. Mam zbyt mało czasu, a zbyt dużo zajęć i wychodzi tak jak wychodzi. Mam nadzieję, że jeśli przebrniemy przez te zapoznające początki, to będzie trochę ciekawiej i nie będziecie mi zasypiać czytając to coś. Dziękuję serdecznie za komentarzy pod poprzednim rozdziałem, jest to naprawdę bardzo miłe :) Postaram się, by trójeczka pojawiła się jak najszybciej. 
Całuję, 
Wika ♥

niedziela, 13 października 2013

#1.| Cudowni sąsiedzi.


Od tamtego wydarzenia minął rok, jestem 19-letnią młodą kobietą, która wcale się za takową nie uważa. Fakt, jestem pełnoletnia, ale dziwnie reaguję, gdy ktoś zwraca się do mnie „pani”. Nie, to nie dla mnie. Nadal jestem dziewczyną, która dąży do spełnienia marzeń. Przyjdzie czas, aby zwracać się do mnie z takim szacunkiem. Nowy rozdział w moim życiu niedługo się rozpocznie. Jestem trochę podekscytowana, bo czeka mnie coś nowego, nowa przygoda. Siedzę teraz na podłodze przy napełnionych już częściowo walizkach, z otwartymi na oścież wszystkimi szafkami i zastanawiam się czy na pewno wszystko wzięłam. Za dwa tygodnie o tej godzinie będę już na uczelni, uroczyście rozpoczynając rok szkolny. Gdy byłam młodsza, mama opowiadała mi śmieszne historie z poznańskiego akademika. Od tamtej chwili powiedziałam, że na studia wybiorę się tylko i włącznie do Poznania. I tak też się staje. Do pokoju po raz setny chyba, weszła moja mama. Widać było, że mocno przejmuje się moim wyjazdem. No tak, w końcu wyfruwam jej z gniazda na najbliższe pięć lat, może na dłużej?
- Wika, kochanie, na pewno nie potrzebujesz pomocy? – spytała, stojąc w drzwiach i przyglądając się uważnie moim torbom.
- Mamo, spokojnie, już większość za mną. Wszystkie ciuchy mam, zaraz spakuję laptopa i inne takie drobiazgi.. – odpowiedziałam cicho, w głowie nadal mając listę rzeczy, które powinnam zabrać.
- Będę za tobą tęsknić.. – wypaliła. Niby spodziewała się mojego wyjazdu już od dawna, wiedziała, że w końcu wyjadę.. Ale jednak matczyne uczucia wzięły w górę. W sumie mnie też wzięło na czułości. Mimo, że w wieku gimnazjalnym miałam już dość tego domu, ciągłe kłótnie z rodzicami mnie już wykańczały… Nie mogłam doczekać się, kiedy przyjdzie ten dzień, w którym wyjadę daleko od nich. Ale przeszłam wiek typowego gimnazjalisty, wszystko się unormowało. Oczywiście nadal były sprzeczki, ale to normalne. W końcu doczekałam się tego dnia, i co? I obawiam się tego wyjazdu. Jednak będzie brakowało mi obiadków mamusi, babci, spotykania się z innymi członkami rodziny.
- Wiem, ja też, mamo. Ale jestem już dorosła, i idę w twoje ślady.. – uśmiechnęłam się promiennie – Jeśli wierzyć babci, to pakowałaś się już 2 tygodnie przed wyjazdem, starannie odliczając dni do swojego wyjazdu.. – przypomniałam jej, śmiejąc się cicho.
- Oj tam, zawsze musisz to rozpamiętywać? A babcia też mądra, że gada tobie takie rzeczy.. Ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że dla mamy jest to takie trudne.. Teraz już wiem przez co przechodziła mama.. – odparła smutno, a mi zakręciła się łza w oku. Widok smutnej mamy? Dla mnie cios w serce. Nienawidzę tego widoku.
- Będę dzwonić, odwiedzać was co jakieś dwa, trzy tygodnie.. Będzie dobrze. – uśmiechnęłam się do niej pocieszająco i wstałam, aby ją przytulić.
- Dobrze, pakuj się do końca, bo za pół godziny będzie tu Madzia. – powiedziała, ocierając łzę, lecz uśmiechając się równocześnie. Ja też pociągnęłam nosem, spoglądając w górę, by uniknąć pokazanie łzy światłu dziennemu.

Mimo, że nadal mam wątpliwości, to jednak wychodzę przed blok, z walizkami, na umówione wcześniej miejsce. Nie lubię wyjazdów, bo zawsze mam przeczucie, że nie wzięłam czegoś istotnego. Jak na wrzesień robi się coraz zimniej. Otuliłam się czarnym szalem, zasuwając dokładniej zamek błyskawiczny swojej kurtki. Rękawy swetra wyciągnęłam na wierzch, otulając nimi dłonie, by uniknąć ich zmarznięcia. Przytupując nogami, jak ta sirota stoję na tym parkingu, z walizką, torbami i sporą torebką, w której mama nawsadzała mi jedzenia na tydzień. Teraz wolałabym być niewidoczna, niż być oblegana tymi spojrzeniami ludzi. Odgarnęłam do góry spadające na twarz włosy i wtedy dojrzałam moje wybawienie, czyli czarne, sportowe Audi Magdy, które dostała na 18-stkę. Niby powinnam jej zazdrościć, bo ja nie dostałam czegoś podobnego, ale po pierwsze cieszę się jej szczęściem i nigdy nie dopuszczę do tego, żeby zazdrość stanęła między nami, a po drugie dostałam najwspanialszy prezent na świecie, czyli Vouchery, na mecze Lecha Poznań, ale i Borussii Dortmund! Byłam przeszczęśliwa i nie miałam czasu, aby zazdrościć kolegom samochodów, skuterów czy mieszkań. Ruszyłam w stronę samochodu, z którego przyjaciółka wyszła mi naprzeciw, aby się przywitać i pomóc z bagażami. Było ciężko, ale razem dałyśmy radę. Usiadłam od strony pasażera, bo umówiłyśmy się, że dopiero w połowie drogi się zmienimy, bo ja bardziej znam Poznań, a raczej dojazd do niego. Zapięłyśmy pasy, włączyłyśmy płytę z naszymi ulubionymi kawałkami i tryskające dobrą energią, ruszyłyśmy w upragnioną podróż.
- Nie, powinnaś skręcić w lewo! – krzyknęła przyjaciółka, łapiąc mnie za kolano. Rolę się odwróciły, teraz ja mam przed sobą kierownicę i to na mnie ciąży odpowiedzialność za szczęśliwy dojazd do nowego mieszkania.
- Magda, nie panikuj, tę drogę znam, tym bardziej, że to ja byłam zobaczyć nasz przyszły dom. Zapamiętałam drogę. – uspokoiłam Magdę, która od pięciu minut zaczęła bardzo przeżywać.
- Dobra, dobra, będę już cicho. – chyba sama zauważyła, że jest nie do wytrzymania. Brawa za domyślność, kochanie!
- Ej, to co robimy, gdy dojedziemy? Nasze mieszkanie będzie świeciło pustkami, więc.. – spojrzałam na nią, korzystając z tego, iż stałyśmy na czerwonym świetle.
-Pewnie weźmiemy się za ogarnięcie tego wszystkiego. – zaśmiała się i wskazała podbródkiem na sygnalizator, który wskazywał wyraziste odcienie pomarańczowego. Uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam za sznurkiem samochodów.

O dziwo, uniknęłyśmy wielkich korków i dojechałyśmy bez żadnych przeszkód o zaplanowanej godzinie. Dosyć duży kłopot sprawiłoby nam wnoszenie na drugie piętro wszystkich toreb, walizek i tym podobnych, co spowodowało rozpoczęcie poznawania naszych nowych sąsiadów. Jeden z nich był bardzo domyślny i zaproponował nam pomoc, co wprawiło nas w miłe zaskoczenie. Pan miał na imię Michał i mieszkał naprzeciwko nas. Był po trzydziestce, miał bardzo miłą żonę i śliczną, małą córeczkę. Z całą rodzinką znalazłyśmy dobry kontakt, pani Ania już zaoferowała nam pomoc w urządzaniu i innych podobnych rzeczach. Bardzo ucieszyłam się na myśl, że mamy sympatycznych, młodych sąsiadów na piętrze, bo wizja małżeństwa w średnim wieku, którym przeszkadza każdy drobny hałas, nękała mnie po nocach. Nasze mieszkanie miało trzy pokoje: duży, przestronny salon i dwa nieco mniejsze pokoje, naturalnie - jeden mój, a drugi Magdy. Meble były zamówione, miały przyjść już jutro. Dzisiejszym naszym zadaniem było kupno farb i malowanie ścian. Ułożyłyśmy nasze walizki w swoich pokojach i usiadłyśmy na środku salonu, na puszystym, ulubionym kocu, który ze sobą zabrałam.
- Jak tu pusto… - zaczęła Madzia, rozglądając się po mieszkaniu, które wyglądało, jakby dopiero co zostało obrabowane. Wszystkie ściany miały wyblakłe kolory, a podłoga nie świeciła czystością. Przynajmniej okna oraz ta posadzka, której piękno ukryte zostało pod warstwą siwego, denerwującego czasem kurzu, były nowe, dopiero co wymienione. Właściciel proponował układ, w którym to łazienka z kuchnią zostałyby wyremontowane, jednak dzięki uprzejmości starszego pana ustaliliśmy, że same się tym zajmiemy. Będziemy miały mniejszy czynsz do zapłaty, a pan Szymankiewicz nie będzie musiał martwić się o remonty. Wilk syty i owca cała!
- Już niedługo.. za trzy dni to miejsce będzie tętnić życiem! A wzięłaś te antyramy ze zdjęciami z tylnego siedzenia? – spytałam, patrząc na przyjaciółkę.
- Wszystko jest, nie bój żaby. Skoro ty nigdy o niczym nie pamiętasz, to ja muszę zapanować nad sytuacją, no nie? – zaśmiała się, a w tym samym momencie ktoś zapukał do naszych drzwi. Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia i wstałam, by otworzyć. Ujrzałam uśmiechniętą panią Anię.
- Hej, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, co? – zaczęła.
- No coś ty, nie mamy tu nic do roboty, poza czekaniem na pani męża. – uśmiechnęłam się szeroko. – Niech pani wejdzie. – dodałam, na co sąsiadka skrzywiła się delikatnie.
- Proszę, tylko nie „pani”! Ania jestem! – zaśmiała się i dopiero wchodząc do środka podała mi rękę, by uniknąć przesądnego ‘witania się’ przez próg.
- No wiesz.. Zbyt luksusowo tu nie jest, więc mogę zaproponować ci tylko siedzenie na tym o to kocu. – wskazałam ręką na miejsce obok przyjaciółki i uśmiechnęłam się do niej. Ania przystanęła na to i usiadła przy ciemnowłosej.
- Ania? Jacy są tutaj pozostali sąsiedzi? Bo jeśli tak samo cudni, jak wasza rodzina, to jesteśmy w niebie. – zaczęła Wilczyńska.
- Miło nam! – skwitowała uśmiechem. – Ogólnie nasz blok w większości zamieszkują młode, sympatyczne osoby. Znajdzie się parę nieciekawych osób, ale to na szczęście w klatce obok. – zachichotała. – Nie imprezują tak często, a jeżeli już coś takiego się zapowiada, to przychodzą wcześniej z ostrzeżeniem, bo wiedzą, że mamy małe dziecko. Aha, no i nie wiem czy wiecie.. Tutaj obok was, po środku mieszka pewien młody piłkarz… - zaczęła, a ja nie wiedziałam co zrobić. Zaczyna się jak w jakimś filmie, no nie wierzę.
- Kto? – wyrwało się Magdzie, która z pewnością łącząc słowo „młody” i „piłkarz” myślała o Kędziorze, którego poznałam w Kleczewie. A, jeśli o nim mowa.. Tak jak przypuszczałam występ tam zagwarantował mu dalsze powodzenia i krótko po tym, można było go widzieć w końcówkach prawie wszystkich meczów, a teraz ma zapewnione miejsce w pierwszym składzie.
- Na pewno go nie znacie, źle powiedziałam.. On tam trenuje coś związanego z Lechem, ale nie gra tam.. Wypytacie się Michała, bo ja tam nie wiem… – uśmiechnęła się. – Bardzo wesoły, pełen życia chłopak, Bartek ma na imię.
- No mówi się trudno.. – wymieniłyśmy się uśmiechami z przyjaciółką.
- Już byście chciały któregoś z pierwszego składu, co?
- A żebyś wiedziała! – klepnęłam ją w kolano. – No, ale przecież nigdy nie jest idealnie. Może ma jakieś znajomości… - ciągnęłam, patrząc w górę. Dziewczyny zaśmiały się głośno, pukając w czoło.
- Nono, żebyś tylko znalazła tego swojego księcia w tej naszej wieży.. – zażartowała Ania. – Wiecie co, ja zadzwonię do Michała, bo już długo na niego czekacie. Bezsensu tracić czas, równie dobrze mogliśmy już wracać z tego sklepu i zaczynać malowanie.. – powiedziała i wstała z koca, który na razie robi za kanapę. Udała się do mieszkania naprzeciwko, z pewnością, by za posługą telefonu przywołać tu męża.
- No to nam się poszczęściło, nie mamy starych pryków obok siebie. – zaczęła Magda, a ja uderzyłam ją w udo.
- Nawet z nimi by się wytrzymało. No i miej trochę szacunku do starszych! – powiedziałam, uśmiechając się delikatnie.
- Ej, czy to na pewno ty?
- Nie święta Walenta z Chryzantemowa, droga Magdaleno. – odparłam, patrząc na nią.
- Buahahahaha, żeśmy się uśmiali! A tak w ogóle, to może faktycznie ten cały Bartek zna któregoś z chłopaków, hm?
- Może lepiej nie..
- CO?! Przepraszam bardzo, coś ty powiedziała?! – myślałam, że moja rozmówczyni straci równowagę i poleci w tył, mimo, że siedzi na podłodze.
- No, bo gdyby tak było.. To oznaczałoby, że może przychodziliby do niego od czasu do czasu.. Bym się z nimi widziała.. I szłabym sobie do warzywniaczka na dresie, a tu by mi Kędziora wyskoczył i co?
- I z kim ja mam mieszkać przez najbliższe pięć lat? Z jakąś psychiczną dziewczyną, która nie ma normalnych problemów i do tego nie pozwala sobie być szczęśliwą.. – powiedziała i uderzyła mnie w głowę. – Lecz się lepiej, grubasie!
- Ha, ha, ha! – zaśmiałam się sarkastycznie. – Ale serio tak myślę! To wielki problem… I codziennie wychodząc do warzywniaczka, lub ze śmieciami będę musiała stroić się godzinę przed lustrem, bo a nóż widelec Tomek będzie odwiedzał naszego sąsiada.. – zrobiłam podkówkę, zakładając ręce na piersi.
- Dobra, dobra.. Z racji tego, że chodziłyśmy na zajęcia psychologiczne, śmiem wykorzystać tutaj nabytą tam wiedzę i stwierdzam, iż.. zwyczajnie jesteś głupia. – wzruszyła ramionami i ugryzła jabłko, którego nie zjadła w czasie podróży.
- Widzę, że wiele wyniosłaś z tych zajęć.. Tyle się na nich narobiłaś, tak pięknie spałaś.. A tak w ogóle to może byś podłogę wytarła, co? – odpowiedziałam z przesadnym uśmiechem.
– Coś czuję, że już nie będzie tak cicho od teraz w tym bloku.. Codziennie wieczorem, pan Bartek będzie słyszał twoje wrzaski, kiedy będę cię tłukła po tym pustym łbie!

Po dziesięciu minutach od wyjścia Ani, wróciła do nas ze swoim mężem i 3 letnim szkrabem o imieniu Zosia. W takim gronie poszliśmy do najbliższego sklepu, gdzie zakupiliśmy farby, pędzle, taśmy oraz inne potrzebne tego typu rzeczy, które wybierał Michał. Właśnie dlatego wybrałyśmy się tam z całą ich rodziną. Przy malowaniu mieliśmy bardzo wiele zabawy, śmiechu. Najbardziej bawiła się przy tym wszystkim Zosia, której przy pomocy mamy, pozwoliłam na swojej ścianie namalować niewielkie, białe serduszko. Ściany mojego pokoju mają przyjemny, jasnoniebieski odcień. Z racji tego, że do tego będę miała białe meble, powstaną barwy ukochanego Lecha, co ubzdurałam sobie już wcześniej. Magda postawiła na kojący, wrzosowy kolor. Salon zdobił ciepły, beżowy odcień, który z dodatkami będzie wyglądał idealnie. Gdy skończyliśmy było już po 17. Rodzina Śniechowskich poszła na dość późny obiad do swojego domu, oczywiście zapraszając nas na niego. Wyplątałyśmy się jakoś, ponieważ nie chciałyśmy aż tak wykorzystywać ich życzliwości. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy z pustego mieszkania, zamykając je dokładnie. Odruchowo spojrzałam na brązowe drzwi z numerem 43, które znajdowały się zaraz obok naszych. Michał nie chciał nic powiedzieć o tajemniczym sąsiedzie z środka. Uparł się, żebyśmy same go poznały i dowiedziały się wszystkiego, co nas trapi. Kiedy cokolwiek próbowałam od niego wyciągnąć, na jego ustach pojawiał się dziwny uśmieszek. Nie mam pojęcia co on kombinuje, ale postaram się do tego dojść. Ten cały Bartek zaczyna być dla mnie pewną zagadką, którą chcę rozwiązać. Nadal myślałam o tym, dlaczego Śniechowski nie chce mi nic o nim powiedzieć. Niby co w nim jest takiego wyjątkowego, że mam poznać go osobiście i wszystkiego sama się dowiedzieć? Wydaje mi się, że Magda coś o tym wie. O tak, jestem tego pewna. Gdy wybierałam z małą Zosią farbę do mojego pokoju, cała trójka coś do siebie szeptała.
Patrzyłam przed siebie, zupełnie nie wiedząc, co przyjaciółka do mnie mówi. Włożyłam dłonie do kieszeni kurtki, kurcząc się delikatnie przy mocniejszym powiewie wiatru. Było cicho, zdecydowanie za cicho. Spojrzałam na Magdę. Patrzyła na mnie z wyrzutem, więc wywnioskowałam, że zorientowała się, że kompletnie jej nie słuchałam.
- Przepraszam, zamyśliłam się.. Powtórzysz? – spytałam, próbując zejść na ziemię.
- Błagam cię! Mam jeszcze raz opowiadać to, co mówiłam ci przez piętnaście minut drogi? – fuknęła, nie spuszczając ze mnie karcącego wzroku.
- No Madzia.. Postaraj się ją skrócić, obiecuję, że teraz będę słuchała z uwagą. – uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, starając złagodzić sytuację.
- Dobra, nieważne już. Przynajmniej się wygadałam.. – stwierdziła, wzruszając ramionami. Całe szczęście, widocznie nie było to coś tak istotnego. Skręciłyśmy w poznaną niedawno uliczkę, gdzie znajdowała się niewielka knajpka, którą poleciła nam Ania. Weszłyśmy do niej, rozglądając się po wnętrzu. Przyjemnie, a przede wszystkim niedrogo. Wybrałyśmy danie dnia, czyli grillowaną pierś kurczaka z ziemniakami i surówką.
- Może po obiedzie przejdziemy się do IKEI? – spytałam, rozsiadając się na drewnianym krzesełku, z jasną poduszką.
- Jasne! Pokupujmy już wszystko i miejmy spokój z całym tym remontem. Nie mogę doczekać się już jutra, żeby już mieć te wszystkie meble i móc zwyczajnie walnąć się na łóżku, odpoczywając po ciężkim dniu. – odparła, gestykulując zawzięcie.
- Jeszcze nie masz po czym odpoczywać, mamy wakacje przecież! – zaśmiałam się, dziękując kelnerce za podanie dania.
- Ta, a ta pogoda jest tego świetnym dowodem! – wskazała brodą widok za szybą, przy której siedziałyśmy. No fakt, niektóre liście zaczęły żółknąć, niebo jest zachmurzone, szaro-bure, a ulice mokre od niedawno padającego deszczu.
- Ważne jest, że nie musimy zasuwać jeszcze na uczelnie. – wzruszyłam ramionami, zajadając się obiadem, który nie powiem, był naprawdę smaczny. Kiedy Magda zastrajkuje, a ja nie będę miała siły na gotowanie, już wiem, gdzie się udam!

Tak jak wcześniej zaplanowałyśmy, zaraz po obiedzie wyruszyłyśmy na poszukiwanie skarbów w IKEI. Ja i Magda w jednym, wielkim sklepie to nie jest najlepszy pomysł. Spędziłyśmy tam dobre kilka godzin! Z torbami dodatków do naszego wspólnego mieszkania, z uśmiechami na twarzach, ruszyłyśmy w stronę Bukowej. Tym razem starałam się brać aktywny udział w rozmowie, nie dając się ponieść swoim myślom.
- Zamawiamy pizzę? Najemy się nią, a do tego zostanie na śniadanie.. – powiedziałam, opierając się o małą, starą lodóweczkę w której znajdowały się wszelakie dania od mamusi. – No chyba, że pójdziesz do Śniechowskich i odgrzejesz u nich coś, co dała nam moja mama. – dodałam, z uniesioną brwią, widząc jej niezadowoloną minę. Tak, Madzia starała się dbać o linię, zdrowo się odżywiała. Pizza nie była jej spełnieniem marzeń.
- Nie no dobra, zaraz zamówię. – uśmiechnęła się i poszła po telefon. Nie zdążyłam usiąść, gdy ktoś zapukał do naszych drzwi. Trochę zniesmaczona, poszłam je otworzyć.
- Wika, wiesz co.. Pomyślałam, że może damy wam jakiś materac, co? Przecież nie macie żadnego łóżka, a na podłodze to się możecie połamać. – uśmiechnęła się Ania. Jejku, ją to do nieba żywcem powinni wziąć!
- Dziękujemy bardzo, za to, że tak o nas dbasz.. Bardzo miłe, oczywiście, jeśli nie zrobiłoby to kłopotu, to skorzystałybyśmy z twojej propozycji. – podziękowałam najładniejszym ze swoich uśmiechów. Blondynka wręczyła mi złożony w kostkę materac oraz pompkę do niego, życząc dobrej nocy. Wrobiłam Magdę w pompowanie go, twierdząc, że skoro ja „załatwiłam go”, to na może pomóc w jego przygotowaniu. Oczywiście łyknęła to, nie spodziewając się, że nie miałam nawet takiego zamiaru. Sama udałam się pod prysznic, żeby czasem nie przyszło jej na myśl proszenie mnie o pomoc. Fajnie tak myć się w łazience, w której znajduje się tylko kabina, ubikacja, zlew i lustro. Jak dużo miejsca! Same plusy! Wychodząc z niej, usłyszałam domofon. Podleciałam otworzyć, nie pytając się nawet kto to. Patrząc na zegarek stwierdziłam, że musi być to pizza. Jednak wydawało mi się, że coś zbyt długo dostawca idzie na drugie piętro.. Na piżamę, w której skład wchodziły krótkie spodenki i luźna koszulka z napisem „Kolejorz”, nałożyłam bluzę z takim samym napisem na plecach i otworzyłam drzwi, w celu udania się na klatkę i delikatnym ogarnięciu sytuacji. Jednak nigdzie nie wyszłam, bo w progu stał młody, wysoki i przystojny brunet, z wyraźnym zamiarem zapukania. W ręku trzymał pudełko pizzy, lecz zdziwiło mnie to, że był on w.. hm, domowym stroju i samych skarpetkach.
- Cześć, zamawiałaś może pizzę? – widocznie cała ta sytuacja wydała mu się śmieszna, bo z trudem starał się opanować wybuch śmiechu, na który to zresztą mi też się zbierało.
- No tak jakoś się składa, że tak. Teraz nowa moda? Dostawcy przychodzą do domu w skarpetkach, tak? – spojrzałam na jego stopy, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Nie wiem, nie orientuje się. - zaśmiał się. - Jestem spod 43, a ty pewnie jesteś nową sąsiadką? Bartek jestem. – powiedział, podając mi prawą rękę.
- Wiktoria. Tak, razem z przyjaciółką wprowadziłyśmy się tu dzisiaj. Może chcesz wejść do środka, zimno na tej posadzce. – otworzyłam szerzej drzwi, zapraszając go do środka.
- Hm, bardzo gustownie to sobie urządziłyście.. – kiwał głową, patrząc na świecące pustką pokoje. – Teraz nowa moda? Mieszka się teraz w domu bez mebli, tak? – dodał, przedrzeźniając mnie.
- Powiedz mi lepiej, dlaczego stoisz tutaj z pizzą w korytarzu, skoro nie jesteś dostawcą.
- Tak się o to składa, że albo podałaś mu zły adres, albo oni pomyli i zamiast 42, napisali 43. Mimo wykłóceń się z tym facetem, zostałem szczęśliwym posiadaczem pizzy. – uśmiechnął się, a ja zakryłam bardziej bluzą, gdyż koszulka ta miała bardzo mocno wycięty dekolt, co przykuło jego uwagę.
- Akurat zamówieniem zajmowała się moja przyjaciółka, może coś pokręciła. Ile zapłaciłeś? – spytałam, sięgając po portfel.
- I myślisz, że teraz każę ci mi płacić?
- No a jak inaczej? – uniosłam brew. – Przelać ci je na konto?
- Podoba mi się twoje poczucie humoru. – odparł, szczerząc się. – Macie tę pizzę ode mnie w ramach tego, że nie przywitałem was ciastem i transparentem z napisem „Welcome”. – dodał, a ja wybuchłam śmiechem. Odebrałam od niego naszą kolację i uśmiechnęłam do niego, jak najładniej potrafiłam. – Moja misja została spełniona. Smacznego i dobrej nocy! – pożegnał mnie, a ja jeszcze raz podziękowałam i przeprosiłam za całą tą sytuację. Gdy trzasnęły drzwi Magda wyszła ze swojego pokoju.
- Czemu nie wyszłaś go poznać? – zapytałam, otwierając pudełko i dzieląc kawałki.
- Chciałam dać wam trochę prywatności. – uśmiechnęła się znacząco, za co dostała sójkę w bok.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- Nic, ta znajomość przyniesie ci, mi zresztą też, wiele dobrego. – odpowiedziała z uśmiechem, biorąc kęs. Przyjrzałam jej się podejrzliwie, starając odgadnąć co ma na myśli.
- Magda, w tej chwili mów mi o co z nim chodzi, bo te twoje dwuznaczne odpowiedzi zaczynają mnie denerwować, serio! – zagroziłam jej palcem, stając naprzeciwko niej.
- Ale ja nic nie wiem, nie rozumiem o co ci chodzi..
- Przestań robić ze mnie idiotkę, dobrze?
- Wcale nie muszę się starać… - rzuciła pod nosem.
- Ejj! Prosisz się o dostanie kopa w tyłek!
- No Wicia.. Naprawdę się nie domyślasz..?
- No o to chodzi, że domyślam, ale chcę, żebyś mi to powiedziała.
- Obiecałam, że nie powiem ani słowa, więc tego nie zrobię. Też cię kocham. – powiedziała, i ucałowała mnie w policzek, siadając na materacu i zajadając się naszą, jakże pożywną, kolacją. Pokręciłam tylko głową, uśmiechając się pod nosem. Nie spodziewałam się, że to kółko pokryte serem, szynką, pieczarkami, czy papryką, przyniesie mi tyle dobrych rzeczy. Nie dość, że nie musiałam za nią płacić, to w dodatku dzięki niej poznałam przystojnego sąsiada, którego osobowość nurtowała mnie od południa..

Witam ponownie! Zdaję sobie sprawę, że trochę naciągnęłam Waszą cierpliwość, bo rozdział powinien pojawić się już dawno.. No właśnie, powinien.. Eh, brak czasu to mój odwieczny problem. Ale ważne, że jest, a nie to, że napisanie jego zajęło mi ponad tydzień :) Nie jestem z niego zadowolona, jest trochę nudny.. No, ale jakieś wprowadzenie niestety musi się pojawić. Więc.. Miło byłoby, gdybyście zechcieli to skomentować, ocena osoby trzeciej bardzo by mi pomogła i w razie jakiś błędów - wiele nauczyła. Do następnego! :*

piątek, 4 października 2013

PROLOG

Rok wcześniej  
- No dalej, proszę zgódź się! – przyjaciółka była chyba najbardziej upartą istotą na tym świecie, nie licząc w tym mnie, oczywiście.
- Magda, po co mi jechać do jakiegoś śmierdzącego wsią Kleczewa? – po raz kolejny zadałam to pytanie, będąc już lekko zirytowana tą całą nagonką. Od pół godziny ta ciemnowłosa istota chce namówić mnie na to, abym razem z nią pojechała na jakąś wieś, gdzie odbędzie się sparing samego Lecha Poznań. Dla mieszkańców Kleczewa jest to wielkie święto, bo w końcu pierwszy raz w życiu będą gościć u siebie kogoś więcej niż zespoły z trzeciej ligi, ale litości!
- A chociażby po to, żeby zobaczyć naszych poznaniaków! Są tak blisko, nie musimy spędzać półtorej godziny w samochodzie, aby jechać do Poznania… pół godzinki i jesteśmy na miejscu! – obdarzyła mnie zachęcającym uśmiechem.
- Coś ty! Myślisz, że Rumak wypuści kogoś z pierwszego składu? Na zwykły sparing z Sokołem? To jest okazja, aby przetestować zawodników, którzy nie mają tyle szczęścia, by grywać na Bułgarskiej..
- Jejku, a nie chcesz zobaczyć piłkarzy? – ugh, to pytanie.. Wiedziała, że to sprawi, że będę miała wątpliwości.. Tak było i teraz, co od razu zauważyła i drążyła dalej. – Tyle razy mówiłaś mi, że już dawno ich nie widziałaś, że chcesz ich zobaczyć jeszcze raz, hm? Teraz jest idealny moment! Jeśli nie będziesz ch…
- Dobra!!! – nie wytrzymałam i krzyknęłam, łapiąc się za głowę. – Pojadę tam. Ale nie wierzę, że zobaczę tych, których bym chciała. Jadę tam, żeby spędzić z tobą trochę czasu.
- No w końcu! – uśmiechnęła się promienie, ukazując przy tym swoje białe zęby. Podeszła do mnie i uściskała mnie, wyraźnie pokazując, że bardzo cieszy się na moją decyzję.
- Kiedy to jest w ogóle? – powiedziałam lekko przez śmiech, widząc entuzjazm przyjaciółki.
- 4 września, środa. Nie mamy teraz jeszcze czego się uczyć, zaraz po lekcjach pójdziemy szybko do domu, zostawisz torbę, ubierzesz koszulkę Lecha i rura na Kleczew! – zaśmiała się, gestykulując zawzięcie. – Będzie super! O 16, albo nawet i wcześniej przyjdź pod mój blok, mama nas zawiezie.
- Serio? Czy ja dobrze słyszę? Twoja mama zgodziła się nas zawieść? – zrobiłam duże oczy, zmieniając ton głosu. Jej relacje z mamą nie były zbyt kolorowe. Może w końcu przestały się na siebie gniewać?
- Jedzie tam tylko dlatego, że mamy rodzinę w Kleczewie i nie będzie wracała, tylko zostanie na czas meczu u mojej cioci.. – puściła mi oczko, nadal nie tracąc humoru.
- Aaa, to dlatego mnie tam ciągniesz!! – uderzyłam ją delikatnie w brzuch, na co zareagowała wybuchem niekontrolowanego śmiechu. No tak, poznajcie Magdę – wiecznie śmiejącą się i zarażającą dobrą energią moją osobę. Razem jesteśmy wulkanami energii, na które ludzie na ulicy reagują bardzo różnie..
- Nie no, przecież kochasz Lecha od dziecka.. Pomyślałam, że spodoba ci się to..
- Oczywiście, że podoba! Dziękuję, że pomyślałaś.. mimo, że prawdopodobnie nie zobaczę nikogo, kogo bym chciała, to jednak zawsze będzie to mój Kolejorz – uśmiechnęłam się, bo zrobiło mi się trochę głupio, przecież chciała dla mnie jak najlepiej.. Postanowiłam, że będę cieszyć się tym wyjazdem, równie mocno co i Madzia.

Kiedy wchodziłyśmy na ten mini stadion Sokoła Kleczew, myślałam, że padnę ze śmiechu. Dwie brameczki, pożółkniała już trawa, która robiła za murawę, trochę krzeseł na tak zwanych trybunach. Wszystko w opłakanym stanie. I tu ma grać mój najukochańszy Lech? Nie zasługiwał na to, według mnie mogliby tutaj jedynie wulgarnie mówiąc, nasikać. Ale jak mecz, to mecz! Kiedy szłyśmy na nasze miejsca, tuż przy boisku, by uniknąć licznych zderzeń z kibicami, zarówno Lecha, jak i Sokoła, piłkarze obu zespołów rozgrzewali się na „murawie”. Jakiż to szok przeżyłam, kiedy zobaczyłam rozgrzewające się, znane twarze z Poznania. Możdżeń, Murawski, Hamaleinen, Ubiparip, Kotorowski, Drewniak… i wiele, wiele innych. Uśmiechnęłam się do siebie i podzieliłam wrażeniami z przyjaciółką, której cisnęło się na usta typowe dla niej „a nie mówiłam?”. Wiedziała jednak, że mnie to bardzo denerwuje, dlatego też zaprzestała na triumfującym uśmiechu.  Nagle ktoś z boiska krzyknął imię mojej towarzyszki.
- Krzychu! – zawołała i zbliżyła się jeszcze bardziej do barierki oddzielającej boisko z trybunami.
- Cześć, jak tam? – przywitał ją uśmiechem, całując w policzek.
- Wszystko okej, to jest moja przyjaciółka Wiktoria – pokazała na mnie ręką, a ja nielubiąca przedstawień, po prostu z uśmiechem uścisnęłam jego dłoń. Zauważyłam, że przygląda się mojej koszulce z wyraźnym niesmakiem. – To jest Krzysiek, mój kuzyn, były piłkarz Sokoła.
- Miło mi cię poznać – powiedziałam szczerze.
- Mnie również. Dobra, idźcie, bo oni tam nie patrzą, czy miejsce jest zarezerwowane czy nie, tylko wlezą wam w te krzesła i na stojąco będziecie musiały oglądać. – zaśmiał się, patrząc na tłumy, przeciskające się, aby zająć jak najlepsze miejsca.  – Aaa, dziewczyny! Miałem was odprowadzić potem do ciotki.. Ale raczej nie dam rady, bo wiecie.. jadę później z nimi na taką imprezę.. Jest taka możliwość, że załatwiłbym wam jakieś zdjęcia, czy tam autograf, zanim będą się pakować do autokaru, chcecie?- spojrzał na nas i po naszym wyrazie twarzy chyba domyślił się odpowiedzi.. - Ale nic nie obiecuję! Jak coś, to czekajcie na mój telefon, dobra Magda?
- D..D..Dobra – powiedziała zszokowana, równie mocno co i ja. Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Boże, zdjęcia z piłkarzami? Chyba śnię! – Wiktoria, chodź, nie stój jak ta sroka wpatrzona w gnat..
- Już i..i..idę przecież.. – mówiłam, jednak nie mogłam ruszyć żadną z moich kończyn. Moja jedna  dłoń ściskała łokieć Magdy, druga zawinięta była w pięść, tak, że było widać każdą moją żyłę. Nogi zupełnie odmówiły posłuszeństwa, a ja stałam z wybałuszonymi oczami, patrząc na tą jedną osobę, która właśnie rozmawiała z jednym ze swoich klubowych kolegów.
- Co się stało? – zapytała lekko speszona, bo przecież ludzie musieli się na mnie patrzeć. Stoję na środku jak ta idiotka, wpatrując się w boisko. Krzysiek już dawno zdążył wrócić do szatni swoich kolegów, a my nadal stałyśmy w miejscu. Przyjaciółka prawdopodobnie spojrzała w tą samą stronę, co i ja. Wodziła wzrokiem po twarzach, aż w końcu znalazła powód mojego zachowania, co wywnioskowałam po tym, że ścisnęła mnie mocno w pasie i ciągnęła za sobą. W tym czasie impulsy z mojego mózgu dotarły w końcu do innych części ciała, uruchamiając moje nogi.
- Magda, Matko Święta, widzisz tamtego przystojniaka? On jeszcze nie grał. Przyznam, że jeszcze go nie znam, ale.. jeżeli Krzychu załatwi nam to, co powiedział, to prawdopodobnie zobaczę się z nim twarzą w twarz! – krzyknęłam, czego od razu pożałowałam, gdyż mijający mnie ludzie obdarzyli mnie wzrokiem zasługującym na miano co najmniej dziwnego. – Nie, nie ma mowy, ja tam nie pójdę przecież. Nie odezwę się, zrobię z siebie idiotkę!
- Przestań, to twoja szansa! Nie wiadomo kiedy znów taka nastanie! Też się boję, ale na razie się na to nie jarajmy.. – uśmiechnęła się smutno. – To będzie piękne.. Pierwsze spotkanie Wiktorii i.. właśnie, kogo? Dobra nieważne! Ale za rok zaowocuje to kolejnym spotkaniem, a później… – klepnęła mnie, uśmiechając się znacząco.
- Kobieto! Myślisz, że taki ktoś chciałby rozmawiać z taką dziewczyną? – prychnęłam, odruchowo spoglądając na boisko, gdzie stał młody piłkarz.  
- Jesteś śliczną dziewczyną, a on przystojnym, na oko 18-letnim młodzieńcem, który oszaleje, kiedy tylko cię zobaczy… wiekowo do siebie pasujecie chyba!  - na te słowa wybuchłam gromkim śmiechem.

Mecz zakończył się wynikiem 1:3 dla poznańskiego zespołu. Jestem pewna, że gdyby jeszcze bardziej się postarali, dobrnęli by do jakiś 10 bramek. Ale po co się męczyć.. Aby uniknąć wielkiego zatoru przy wyjściu, opuściłyśmy trybuny dosłownie minutę przed zakończeniem meczu. Kiedy zbliżałyśmy się do wielkiej bramy do Magdy zadzwonił telefon. Nic nie musiała mówić, bo jej uśmiechu wnioskowałam, że jest to Krzysiek. Moje serce zaczęło mocniej bić, stres zaczął ogarniać lekko moje ciało. Tłum kibiców był coraz bliżej nas, obawiałam się, że ją zgubię, gdy ta nie patrząc w ogóle na mnie, ruszyła przed siebie. Ostatnio nawet na zaliczeniu z wf-u tak nie leciała tak szybko, jak teraz! I weź tu ją człowieku dogoń, kiedy nóg jej nawet nie widać! Wielcy mężczyźni chcący wyjść ze stadionu, przysłonili mi widok przyjaciółki. Po chwili jednak zobaczyłam ją na boisku, szukającą mnie wzrokiem. Jak tylko do niej dojdę, to dostanie taką piękną wiązankę słów, że jej się odechce wszystkiego! Kiedy zdyszana dobiegłam do barierki, którą zręcznie przeskoczyłam i znalazłam się na murawie, Magda nie stała już sama, lecz w towarzystwie swojego kuzyna. Uśmiechnęli się do mnie równocześnie, a szatynka przeprosiła za tę całą sytuację. Krzychu zaprowadził nas do osobnego, niewielkiego budynku, w którym mieściły się szatnie obydwu drużyn.
- Tu, na tym korytarzy są jacyś Lechici. Nie wiem kto to jest, ale idźcie i proście o zdjęcia, autografy.. – powiedział, a ja starałam się dojrzeć kto jest na końcu tego korytarza. Po chwili Magda złapała mnie za rękę, mocno podekscytowana.
- Ejj, patrz, tam jest Teo! – szepnęła radośnie, sprawiając, że do mojej ręki nie dopływała już krew.
- Dobra, nie ściskaj mnie ta… O kurna, ten chłopak też tam siedzi! – powiedziałam chyba zbyt głośno, bo zwalczałyśmy odległość między nami, a piłkarzami i według mnie byłyśmy wystarczająco blisko, aby to usłyszeli..
Dalsza część wieczoru minęła mi naprawdę szybko, ale przede wszystkim bardzo szczęśliwie. Jeszcze nikt nie dał mi tyle szczęścia, ile dali mi Lechici.. Poznałam praktycznie wszystkich piłkarzy, zdobywając przy tym autografy i zdjęcia. Okazało się, że ten przystojniak nazywa się Tomek Kędziora i jest obrońcą. Jest w moim wieku, ma osiemnaście lat. Dzisiaj dostał pierwszą szansę i nie powiem, bardzo zaimponował mi swoją grą. Zresztą nie tylko ja byłam zachwycona,  trener nie krył zadowolenia z świeżości i pomysłowości, którą Kędzior wnosił na boisko. Byłam pewna, że jeszcze go zobaczę na murawie. Nie wiem, czy mnie zapamiętają, ale teraz najważniejsze jest to, że rozmawiałam z każdym z nich, tak jakbym znała ich od zawsze.. To wspaniali ludzie, dużo szczęścia mają ci, którzy mają ich na co dzień.
- I widzisz? A nie chciałaś jechać, mordo! – zaczęła przyjaciółka, kiedy byłyśmy w drodze do domu jej cioci, gdzie przebywała jej mama. Zaczęło się powoli zmierzchać, trawa pokrywała się już rosą, księżyc był coraz bardziej widoczny. Zawiało delikatnie, przez co, trzymając oczywiście moje skarby, w postaci autografów, otuliłam się rękoma, starając delikatnie ogrzać.
- No miałaś rację, gdyby nie ty, w życiu nie spotkało by mnie nic równie pięknego! – uśmiechnęłam się promiennie, zresztą nie musiałam się wysilać, gdyż on nie schodził praktycznie z moich ust. Pierwszy raz czuję się tak prawdziwie, tak mocno szczęśliwa.
- Noo i nie gadałabyś z Tomkiem!! Boże, jak wy pięknie razem wyglądacie!
- Tak, tak.. Przecież on rozmawiał ze mną tak po prostu, nic wyjątkowego..
- Przestań! Chyba nie widziałaś jego miny, kiedy zawiesił na tobie wzrok! Jestem pewna, że kiedy dojedziemy tam w końcu do tego Poznania, od razu cię pozna!
- No, a teraz sobie myśli, czy jeszcze mnie spotka, bo jestem taka cudowna.. – odparłam sarkastycznie, na co moja przyjaciółka zareagowała uśmiechem.
- Dokładnie! Jestem pewna, że tak właśnie jest. Mogłaś mu powiedzieć, że przyjedziesz do niego za rok, żeby się chłopak nie denerwował! – zachichotała cicho, a ja przewróciłam oczami. Życie bym oddała, żeby było właśnie tak, jak mówi Madzia. Ale głupotą byłoby robić sobie takie nadzieje...


Więc mamy prolog! Bardzo zależało mi, by blog pojawił się właśnie dzisiaj, ponieważ to co tu opisałam jest po części prawdą, gdyż odbyło się takie spotkanie. I to było właśnie 4 września.. wtedy spełniłam swoje marzenia! I teraz mija równy miesiąc odkąd widziałam się z Lechitami, kiedy stałam w tej szatni.. ehh ;) Mam nadzieję, że opowiadanie się spodoba i będziecie chciały je komentować! Do pierwszego rozdziału!