sobota, 2 listopada 2013

#2.| Niespodziewany gość.


- Boże, jak tu pięknie.. – powiedziała w pełni zadowolona i dumna z nas Madzia, łapiąc się za boki i ogarniając wzrokiem nasze świeżo wyremontowane, piękne mieszkanie. Obydwie jesteśmy perfekcjonistkami, zadbałyśmy o najmniejsze detale. Na ścianie korytarza, a raczej przedsionka, gdzie była szafka z butami, szafa oraz wieszaki, widniał namalowany przez nas napis: you only live once - taki pozytywny akcent, na poprawę humoru. Po lewej stronie od wejścia była tekturowa, lecz solidna ścianka z wyciętymi, kwadratowymi otworami, gdzie umieszczone były ramki z naszymi zdjęciami. Jestem pewna, że w przyszłości będzie to miejsce na rzucenie kluczy, telefonów, dokumentów i innych dupereli. No cóż, obydwie jesteśmy bałaganiarami, wiadome jest, że nie utrzymamy zbyt długo takiego idealnego porządku. Kuchnia ma białe ściany i czarne, lakierowane meble. Wygląda to wszystko elegancko i nowocześnie, czyli tak, jak zaplanowałyśmy. W sumie nie jestem przekonana co do czarnych mebli, bo będzie widać na nim każdą najdrobniejszą plamkę, a co gorsza – kurz. No cóż, spontaniczna decyzja, pewnie będzie takich więcej. Tak jak wcześniej wspominałam salon ma delikatny beżowo-kawowy kolor ścian, więc w takich kolorach dobrałyśmy dodatki, takie jak: kanapa, firanki, zasłony oraz meble. Przed wygodną, ciemnobeżową sofą na ścianie wisi telewizor plazmowy, pokaźnych rozmiarów. Na tej samej ścianie wiszą nasze zdjęcia, które rozweselają cały pokój. Łazienka była w turkusowych odcieniach. Dosyć spora wanna, małe mebelki, drobna pralka, ikejowski kosz na brudną bieliznę, turkusowe kwiatuszki w białym wazonie. Chciałyśmy wszystko ograniczyć do minimum, żeby zbytnio nie zmniejszyć pomieszczenia. No i moje biało-niebieskie królestwo! Nie spodziewałam się, że aż to wszystko aż tak mi się spodoba! Eleganckie, białe meble na ślicznych pozłacanych nóżkach, idealnie komponują się z dwuosobowym łóżkiem, które zdobi pościel z herbem ukochanego klubu. Na środku pokoju umieszczony został puszysty, okrągły dywan pod kolor mebli. Jest jeszcze coś, z czego jestem podwójnie dumna.. Mianowicie od dziecka, gdy oglądałam amerykańskie filmy, marzyłam o tym, aby mieć szeroki parapet przy oknie, na którym mogłabym położyć poduszki i zwyczajnie usiąść tam, rozmyślając o życiu, patrząc przez okno. Od dzisiaj moje marzenie zostało spełnione, biały, spory parapet, na którym widnieje mały, niebieski materacyk i kilka małych, białych poduszeczek. Idealnie.
- Wiem, nasze pierwsze samodzielne mieszkanie.. Powinnyśmy zostać architektami wnętrz, serio! – odparłam śmiejąc się cicho. Szłam ze szklanką wody do salonu, gdzie leżała moja przyjaciółka, testując miękkość kanapy.
- Ej, ty lepiej idź podziękuj twojemu Bartkowi! – wiedziałam, że zacznie ten temat.
- Jak on znowu mój? Równie dobrze sama możesz do niego iść.. – wzruszyłam ramionami, starając się ukryć to, jak bardzo denerwuję się na myśl, że mam udać się do mieszkania obok.
- Ale to tobie zaproponował pomoc, nie mi! – no dobra, potrzebowałam kilku sekund, żeby wymyślić jakąś rozsądną odpowiedź na to wszystko.
- No tak, bo ciebie wtedy jeszcze nie znał, dzikusie!
- Ale jakby nie było, to ciebie faworyzuje. Idź z tymi babeczkami, uśmiechnij się ładnie, podziękuj jeszcze raz i życz miłego dnia. Takie trudne? – spytała, podnosząc się delikatnie, by lepiej się mi przyjrzeć. – Tylko ubierz coś z większym dekoltem, kobieto.
- Zaraz dostaniesz po łbie! – wykrzyknęłam, oblewając się przy tym dopiero co nalaną wodą.
- Akurat musisz się przebrać, no patrz jaki pech.. – uśmiechnęła się i wstała, udając się do mojego pokoju. Otworzyła szafę i zaczęła szperać między ciuchami.
- Magda, dopiero co to wszystko układałam! – po raz kolejny podniosłam głos i czym prędzej poleciałam do swojego pokoju, aby powstrzymać tę wariatkę. Ona stanęła przede mną z nowiusieńką bluzką. – No chyba żartujesz.
- Po coś ją kupiłaś, nie? Jeszcze ani razu jej nie miałaś na sobie. I czas to zmienić. – skwitowała wszystko uśmiechem, zdejmując ze mnie mokrą koszulkę i zakładając w jej miejsce jeszcze nienoszoną, czarną. – Ściągaj te dresy, bo nie mogę patrzeć na ten zestaw.
- No Magda, do jasnej cholery, przecież nie idę na bankiet, tylko do sąsiada! Z babeczkami! Na dwie minuty!
- Ale nie wiadomo, kto tam u niego jest! Wiem o tym! Może na pięć minut! – odpowiedziała tym samym tonem na każdą wykrzyczaną przeze mnie kwestię. – A poza tym sama mówiłaś, że nie wyjdziesz na dresie, żeby uniknąć niezręcznej sytuacji, gdy będziesz w domowych ciuchach, a Tomek wyskoczy ci zza rogu. – mówiła na jednym wdechu. – Więc się zamknij i ubieraj te jeansy.
- Dobra, ale daj mi już spokój. Ostatni raz coś takiego ma miejsce, rozumiesz? – zagroziłam i wyminęłam ją gwałtownie, próbując znaleźć parę pasujących spodni. Gdy je znalazłam ubrałam je, ułożyłam delikatnie włosy i stopy odziałam w swoje ciepłe kapcie. Starałam się nie patrzeć na minę przyjaciółki, więc czym prędzej wzięłam przygotowane wcześniej babeczki na blacie. Niestety Magda jest wzrokowcem i zawitała w przedpokoju z parą balerinek. Pokręciłam głową, weszłam w nie i wzdychając, wyszłam z mieszkania. Zapukałam w drzwi obok, wiedząc, że jestem obserwowana przez wizjer czujnym okiem Wilczyńskiej. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy pokazywałam jej jedną z najgłupszych moich min, drzwi otworzyły się, a Bartek, który za nimi stał, wybuchnął śmiechem. Sama nie mogąc się powstrzymać zawtórowałam mu, czując, jak moje policzki robią się coraz bardziej ciepłe i będąc pewna, że powoli zmieniają swoją barwę. W duchu wyzywałam siebie, że akurat w tym momencie musiałam przedstawić najbardziej kompromitującą mnie minę, takie typowego, chorego psychicznie człowieka.
- Wiesz co.. im dłużej cię znam, tym bardziej się ciebie obawiam. – odezwał się w końcu, mając załzawione oczy od śmiechu.
- Masz czego, oj masz. – pokiwałam głową, starając się nie myśleć o tym, co dzieje się za drzwiami mojego mieszkania. Prawdopodobnie moja współlokatorka wije się po podłodze, dławiąc ze śmiechu.
- To dla mnie? – zatrzepotał rzęsami, łapiąc się za klatkę piersiową.
- Od razu mówię, że to nie był mój pomysł. – odparłam, na co mina mojego sąsiada lekko zrzedła.
- Wiem, że to Magda, przecież ty nie wpadłabyś na tak wspaniały pomysł. – odgryzł się, a ja wytknęłam mu język.
- Wpuścisz mnie, czy nie, bo stać tu nie zamierzam..
- Złośnica.. – przymrużył oczy, lecz otworzył szerzej drzwi, zapraszając przy tym do środka. Weszłam i zastanowiłam się który to raz już dzisiaj tu jestem. 3,4? Jakoś tak będzie. Boże, cztery dni się z nim znam, a wchodzę do jego mieszkania, jak gdyby nigdy nic. Nie wiem czemu, ale czuję się, jakbym znała tego faceta od lat. Mamy naprawdę świetny kontakt, co bardzo mnie dziwi.. Szłam właśnie do kuchni, żeby odstawić babeczki, kiedy to nagle z całym impetem uderzyły we mnie drzwi od łazienki. Cała zawartość pudełka wylądowała na mnie, a przede wszystkim na mojej NOWEJ bluzce. Zabiję Magdę, ale przedtem zajmę się tym kimś, który spowodował całe to zamieszanie. Przeklinając pod nosem, schyliłam się, żeby pozbierać słodycze, lecz ktoś usilnie próbował wydostać się z pomieszczenia.
- No poczekaj chwilę, pali się?! – rzuciłam, nie myśląc uprzednio co mówię. Fajnie, jeśli to będzie jego matka, lub ktokolwiek z rodziny.. Spojrzałam na Bartka, który wydawał się mocno ubawiony całym tym wydarzeniem. – A ty może, zamiast się niepotrzebnie gapić i śmiać, pomógłbyś mi, co?
- Spokojnie, już idę. – uśmiechnął się szeroko i ukucnął przy mnie, pomagając pakować babeczki do pudełka. – Nie przesadziłyście z ilością ich? Przecież będę jadł to przez tydzień..
- Najwyżej ci pomogę. – zaśmiałam się, odgarniając niesforny kosmyk za ucho. – W ogóle kto to jest? – dodałam szeptem.
- Gdzie?
- No tam, debilu.. – kiwnęłam głową na drzwi od łazienki. On tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mój kuzyn. Straszny idiota, możesz na niego jeszcze nakrzyczeć, pozwalam. – puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową, uśmiechając się pod nosem. Kiedy skończyliśmy wstałam i rzuciłam, że ten ktoś może już wyjść, nie patrząc nawet kim jest ta osoba. Pudełko położyłam na blacie, zaraz przy lodówce. Zmoczyłam skrawek ręcznika i zaczęłam ratować swoją bluzkę przed zaschnięciem się tych cholernych plam od czekolady, bitej śmietany i tym podobnych. Wzięłam wdech i wyszłam do salonu, gdzie udał się mój sąsiad z nieszczęsnym towarzyszem. Chciałam tylko jeszcze raz podziękować i iść już do siebie. Kiedy weszłam do gościnnego przeżyłam szok. Wielki szok. Na kanapie, zaraz obok Bartka siedział sam Karol Linetty! Matko Boska, a ja tak na niego warknęłam.. Momentalnie żołądek podskoczył mi do gardła i stałam naprzeciwko nich, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Więc to ty jesteś tą niemiłą sąsiadką Bartka, hm? – zagaił uśmiechając się od ucha do ucha i wstał, aby przywitać się ze mną.
- Nie, coś ty.. Jestem pewna, że chodzi o moją przyjaciółkę.. – mózg znów zaczął pracować i zaczęłam odzyskiwać swoją pewność siebie. – Jestem Wiktoria i od razu chciałabym cię przeprosić za to wszystko, pechowy dzień dzisiaj mam chyba.. – uśmiechnęłam się delikatnie, podając mu rękę.
- Być może coś pomyliłem, nigdy nie słucham go zbyt dobrze.. – wzruszył ramionami i uścisnął moją dłoń. – Karol.
- Eghm, myślę, że nie musisz się jej przedstawiać. – zaśmiał się brunet, patrząc na naszą dwójkę.
- Naopowiadałeś już jej coś o mnie? Wiedziałem. – wskazał na niego palcem, udając urażonego.
- Sorry, ale ona ma cało biało-niebieski pokój z pościelą Lecha Poznań i antyramą z waszymi zdjęciami.. – powiedział, a ja skarciłam go wzrokiem, co nie uszło uwadze Karola.
- No to bardzo miło.. Ty może zrób sąsiadce kawy, czy herbaty, a ja sobie porozmawiam z nowo zapoznaną koleżanką, co? Kto cię wychowywał, dziecko. – pokręcił głową, wzdychając teatralnie.
- Młody, lepiej zajmij się swoimi samochodzikami i piaskownicą! – na te słowa Linetty ruszył do kuzyna, rozpoczynając jakże fascynującą walkę mma. Oparłam się o futrynę, śmiejąc się z głupoty osób, z którymi przyszło mi przebywać w jednym pomieszczeniu. W końcu opamiętali się i równocześnie spojrzeli na mnie.
- Dobra, to może wy sobie jednak pogadajcie, albo coś, a ja pójdę po piwo i Magdę, okej? – odezwał się Bartek, wstając z kanapy i rozglądając się za portfelem. Podałam mu go, bo był zaraz przy mnie, czego oczywiście nie zauważył.
- W sumie nic lepszego nie mamy do roboty.. Ewentualnie mogę zgodzić się na jedno piwo w twoim towarzystwie. Ale nie wiem czy na kolejne będę miała cierpliwość.. – zwinęłam się w kulkę, bo mój rozmówca właśnie obsypywał mnie sójkami w bok. W końcu uwolniłam się od niego, uciekając na kanapę, na której siedział Karol. Kiedy trzasnęły drzwi, spojrzałam na piłkarza, nadal nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
- Więc.. od kiedy kibicujesz Lechowi? Bo jeszcze nie spotkałem się z tak ładną dziewczyną, która byłaby aż tak zafascynowana tym klubem.. Przeważnie te, które spotykałem mówiły tak, żeby..
- .. się przypodobać, wiem. Czasem jestem tak postrzegana.. – przerwałam mu i usiadłam po turecku naprzeciwko niego. – W sumie miłości do Lecha uczona byłam od małego. Już w wieku 6 lat zagościłam po raz pierwszy na Bułgarskiej. I tak pozostało do dziś – uśmiechnęłam się, patrząc na niego.
- Ja nie mogę, byłaś wcześniej na stadionie niż ja sam.. Tym bardziej, że jestem od ciebie młodszy chyba, nie?
- O rok. – zaśmiałam się, bo chyba nie spodziewał się, że znam datę jego urodzin.
- Czuję się zażenowany.. – wyszczerzył się jednak, bacznie mi się przyglądając. – Jesteś modelką?
- Nie, a skąd to pytanie?
- Tak po prostu. Masz takie idealne rysy twarzy.. – zaczął, ale mu przerwałam.
- Linetty, czy ty właśnie mnie kokietujesz? – wypaliłam, rzucając w niego poduszką. Ten tylko zaśmiał się, chowając poduszkę za plecy.
- Coś ty, wydawało ci się. – puścił mi oczko, a ja wskazałam na niego palcem. Karol jeszcze bardziej się roześmiał, a ja słysząc i widząc to wszystko, nie mogłam pozostać poważna.
- Dobra, ogarnij się już, może w Fifę lepiej zagramy, co? – przyłożyłam mu pudełkiem od gry, która leżała na ławie i aż prosiła się o otwarcie.
- Ty i ja? W Fifę? 14?
- Widzisz tu kogoś innego? – uniosłam brew, lekko irytując się tym, że tak jak reszta chłopaków, Karol jest zdania, że dziewczyna nie powinna grać w coś takiego. No tak, przecież dziewczyny są takie kiepskie w te klocki..
- No właśnie.. Jesteśmy tu we dwoje, sami, w jednym mieszkaniu i…
- KAROL!
- Dobra, dobra. Przepraszam, to był ostatni raz – uniósł ręce do góry, niczym rozstrzelany żołnierz w czasie wojny i bez żadnych niekontrolowanych ruchów, nie spuszczając ze mnie wzroku, sięgnął po dwa joysticki, podając mi jeden z nich.
- No przestań! – klepnęłam go w ramię, śmiejąc się cicho.
- No tak źle i tak nie dobrze. To jaki mam być? – uniósł brew i oderwał się od ustawień przed grą, żeby na mnie spojrzeć.
- Taki jaki jesteś naprawdę, nie udawaj nikogo. Wtedy cię zaakceptuje i będzie wszystko dobrze. – wzruszyłam ramionami, a mój wzrok powędrował na ekran telewizora.
- Studiujesz psychologię, czuję to. – w odpowiedzi kiwnęłam potwierdzająco głową, uśmiechając się delikatnie. W sumie dopiero będę, ale to przecież mały szczegół..
Mój towarzysz wybrał Real, więc ja postawiłam na Barcelonę. Takie Gran Derbi nam się zrobi, może być ciekawie. Ominęliśmy wszystkie te treningi przedmeczowe i rozpoczęliśmy pojedynek. Gra do jakiejś 80 minuty była bardzo wyrównana, nadal remisowaliśmy 0:0. Potem jednak Karol ukazał swoje umiejętności nabyte dzięki całodziennemu siedzeniu przy konsoli i w ostatnich minutach strzelił decydującego gola. Właśnie w momencie, kiedy pomocnik śpiewał ze szczęścia nieznaną mi melodię, w korytarzu pojawił się Bartek wraz z moją przyjaciółką.
- Na litość boską, Linetty! Do te Voice of Poland dużo ci brakuje, więc nie prezentuj nam braku swojego talentu, dobrze? – zaczął gospodarz, mrużąc oczy. Zaraz za nim weszła Magda, która przedstawiła się i zajęła miejsce na wygodnym fotelu. Uśmiechnęła się do mnie znacząco, lecz ja udawałam, że tego nie widzę.
- A poza tym wiesz, że wygrałem z Wiktorią w Fifę? – zatarł ręce, szczerząc się od ucha do ucha. Ja tylko przewróciłam oczami, rzucając, że się dawałam.
- No to może proponuję mały rewanż, co? – Bartek widocznie nie miał ochoty wysłuchiwać naszych kłótni i dogryzek, więc podał nam niedawno używane joysticki, uśmiechając się zachęcająco. Oczywiście zgodziłam się na ten układ, chciałam pokazać, że mnie też stać na wygraną. Nie obiecałam jednak, że będę grać fair.. Uśmiechnęłam się do siebie, siadając po turecku na podłodze. I znów gwizdek i rozpoczęcie. Teraz już znałam tricki Linettego, starałam się skupić na grze. Potem tak poniosłam się grze, że mimo, że usłyszałam trzaśnięcie drzwi, nawet nie odwróciłam wzroku od ekranu, by zobaczyć co się dzieje.
- No Karol!! – wykrzyknęłam, kiedy ten strzelił na 1:0.
- Mistrza nie pokonasz, kochana.. – wzruszył ramionami, a ja przyłożyłam mu przez głowę. Dobra, inaczej się nie da, wcielamy plan w życie. Po wznowieniu gry, ruszyłam do przodu, jedną ręką grając, a drugą rozpraszając Karola. Klikałam mu w przyciski, podszczypywałam, aż trafiłam wyrównującą bramkę. – No to nie jest fair, Bartek, powiedz jej coś!
- No sorry, ale nie było mówione, że trzeba grać sprawiedliwie.. – usłyszałam, nie oglądając się za siebie. Wytknęłam mu język, a on udając obrażonego powrócił do naszej walki. No i tym sposobem rozpętałam trzecią wojnę światową. To, co później się działo, to był istny dzicz. W ostatnich minutach, nawet nie skupialiśmy się na grze, lecz na tym, kto komu bardziej przypieprzy. Jednak pojedynek zakończył się wynikiem 3:2 dla mnie. Pisnęłam i wstałam, żeby powiedzieć parę słów do „sędziego” Bartosza, lecz gdy tylko się odwróciłam zimny prąd przeszedł od czubka mojej głowy aż po palce u stóp. Obok Magdy, na kanapie siedział Tomek, śmiejąc się z nas niemiłosiernie (zresztą jak cała trójka) i bijąc przy tym brawo. Boże, co za wstyd, co za wstyd – tylko to krążyło w moich myślach, nie dając mi kompletnie przemyśleć całej tej sytuacji i powiedzieć choć słowo. W tym wyręczył mnie mój dotychczasowy przeciwnik.
- Nie myśl Tomek, że ona tak wygrywa.. teraz to widziałeś co robiła. Tamten mecz graliś.. – zaczął.
- Już dobra, nie wychwalaj się już tamtą wygraną, bo to nie sztuka cudem strzelić jedną bramkę.. Gra była wyrównana, miałeś po prostu szczęście.. – stwierdziła Magda, uśmiechając się do mnie. Mam tylko nadzieję, że nie zachciało jej się opowiadać o mnie niestworzonych rzeczy, jak to ma zazwyczaj, żeby zrobić mi na złość. Zaczęły drżeć mi dłonie, no tak, zapomniałam już jak, ten facet na mnie działa. Doszedł jeszcze strach o to, aby się czasem nie zbłaźnić.
- Tak w ogóle to cześć, nawet nie wiedziałam, kiedy wszedłeś.. – obdarowałam go uśmiechem, kryjąc latające ręce.
- Hej, no byliście bardzo zajęci grą, a raczej sobą.. – spojrzał na nas znacząco, uśmiechając się promiennie. No tak, jeszcze brakowało tu tego, żeby wyszły jakieś ploty, że kręcę z Linettym.
- Ty już sobie tam nie wyobrażaj, co? – odezwał się Karol, rozkładając się na fotelu.
- Myślę Magda, że powinnyśmy już iść, niech chłopacy sobie pogadają, a my im w tym nie przeszkadzajmy. – zwróciłam się do przyjaciółki, a ona załapała o co chodzi, więc bez zbędnych protestów podniosła się z sofy.
- No przestańcie, siadajcie, Wika nawet nie skończyła piwa.. – Karol wskazał na butelkę.
- Zostanie dla ciebie. Naprawdę musimy już iść. Miło było was widzieć, a my następnym razem zagramy już fair. – podeszłam do niego i poczochrałam mu włosy. Obrzuciłam uśmiechem każdego po kolei i łapiąc za rękę ciemnowłosą, ruszyłam do wyjścia.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego do jasnej cholery stamtąd spieprzyłaś?! – dopadła mnie, kiedy chciałam wejść do swojego pokoju.
- A co miałam zrobić? Cześć Tomek, to ja Wiktoria, dokładnie ta co się z tobą widziała na tej wsi i która miała tam przed tobą tyle przypałów.. – zaintonowałam, przewracając oczami.
- No już przestań, było trochę beki, ale..
- Trochę beki?! Na pewno śmiali się z nas w szatni przez jakiś miesiąc.. – znów przypomniały mi się te zdarzenia, których wolałabym nie pamiętać.
- No już przestań.. Ale nadal nie wiem, czemu wyszłaś? Miałaś okazję z nim pogadać, tak normalnie i on by nie popisywał się przed kolegami, i ty byłabyś pewniejsza siebie.. – zaczęła cicho, a ja zaczęłam myśleć nad tym co mi powiedziała. Może zrobiłam to zbyt impulsywnie?
- No tak, ale boję się, że mnie pamięta i.. no i wiesz. – ściągnęłam brwi, tak jak to mam w zwyczaju, gdy się denerwuję.
- Nie, wątpię.. Dużo się zmieniłaś od tamtego roku, masz troszkę inną fryzurę, wypiękniałaś jeszcze bardziej.. – klepnęła mnie, uśmiechając promiennie. – I pewnie powiedziałby coś, że znowu się spotykacie, albo, że gdzieś cię już widział.. a nic takiego nie było, a nie miałby podstaw, żeby ukrywać to, że cię pamięta.
- Może masz racje, zwyczajnie spanikowałam. – wzruszyłam ramionami i chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, weszłam do pokoju, przed którym to stałyśmy. Rzuciłam się na łóżko, wzdychając głośno. Nie mam pojęcia co teraz robić. Chciałabym ‘zakolegować się’ z nim, ale jednak coś mnie blokuje. A dokładniej to, że w perspektywie czasu wiem, że tamto spotkanie nie powinno tak wyglądać. Początkowo z Madzią, kiedy przypominałyśmy sobie tamten dzień, zwyczajnie śmiałyśmy się z tego, że byłyśmy takie głupie, że odwalałyśmy takie rzeczy. Ale teraz, kiedy wiem, że mam okazję po raz kolejny spotkać się z Tomkiem to.. Nie jest mi coś do śmiechu. Mam wielką nadzieję, że nie skojarzy mnie i będziemy mogli poznawać się ‘na nowo’.
- Wiktoria, masz gościa! – krzyknięcie przyjaciółki i tysiąc nowych myśli przebiegających mi po głowie. Nie ukrywam, że w pośród tych wszystkich ludzi, którzy znali mój nowy adres i którzy przebywali w Poznaniu przyszedł mi na myśl pan Kędziora. Może czegoś zapomniałam, albo on sobie coś przypomniał i.. Dobra, nie wymyślaj – skarciłam się w myślach i z małą niechęcią ruszyłam do salonu, gdzie prawdopodobnie przebywała osoba, która chciała się ze mną zobaczyć.
- Karolina? Boże Święty, co ty tu robisz? – podleciałam z prędkością światła do blondynki, która nie wiem jakim cudem, złożyła mi wizytę.
- Hej, kochana, ładnie to tak się nie odzywać? – zaśmiała się, przytulając mnie mocno i okręcając wokół osi.
- Kompletnie wyleciało mi to z głowy.. Zresztą nie widziałyśmy się już tyle czasu, równie dobrze, mogłaś o mnie już zapomn..
- Nie kończ, głupku, bo ci strzelę! – ucałowała mnie w policzek i wypuściła z żelaznych objęć. Madzia stała w kuchni, uśmiechając się na nasz widok. Karolina jest moją przyjaciółką z dzieciństwa, razem bawiłyśmy się w jednej piaskownicy. Pożyczałyśmy sobie lalki Barbie, bawiłyśmy się w dom, chodząc po osiedlu z wózkiem i ubranym na różowo bobasem w środku. Kiedy miałyśmy po 16 lat, rodzice blondynki rozwiedli się, a jej mama zdecydowała, że chce rozpocząć nowe życie w Poznaniu. I od tej pory, widziałyśmy się raz na jakiś czas, przeważnie wtedy, kiedy przyjeżdżałam na Bułgarską, by na żywo oglądać mecze ukochanej drużyny. Karolina miała tyle szczęścia i wykorzystując swój talent taneczny, zapisała się do Kolejorz Girls, czyli zespołu cheerleaderek, które swoim występem cieszyły oczy kibiców przed meczami.
- Mamy tyle to nadrobienia.. – westchnęłam. – Chodźmy może do pokoju, hm? Madzia, idziesz z nami? – to pytanie było retoryczne, dobrze znałam odpowiedź. Niestety obydwie dziewczyny nie przepadały ze sobą, kłóciły się odkąd pamiętam. Przez lata byłam w rozterce, doszło do tego, że jednego dnia bawiłam się z Magdą, a drugiego z Karoliną. Czasem to nawet w ciągu dnia musiałam się rozdzielać. Teraz już z tego wyrosły, mogą przebywać w swoim towarzystwie, wymienią ze sobą parę zdań. Ale nie ukrywają swojej niechęci do siebie.
- Nie, nie. Obejrzę sobie jakąś komedię, bo zaraz leci. Nie przeszkadzajcie sobie. – odpowiedziała chyba szczerze, bo nie usłyszałam w jej głosie nutki sarkazmu, czy złośliwości. Wzięłam więc ‘starą’ przyjaciółkę za rękę i zaprowadziłam do swojego królestwa. Jej reakcja na mój pokój nie była zbyt zadziwiająca, spodziewała się tego, że wymaluję go sobie na biało-niebiesko.
- No więc jak tam, Kędziora zdobyty? – poruszyła śmiesznie brwiami.
- Nie śmiej się. Dzisiaj miałam z nim konfrontacje.. – westchnęłam, kładąc się na łóżku.
- No jestem nieźle w tyle.. Utrzymujecie ze sobą kontakt od tego Kleczewa? Nic o tym nie mówiłaś.. – uniosła jedną brew, nie spodziewając się niczego.
- Coś ty.. Obok mnie mieszka taki Bartek, z którym mam niezłe kontakty.. – przerwałam, żeby uderzyć blondynkę, za jej głupie, znaczące miny. - .. i on.. okazał się być kuzynem pewnego pomocnika Lecha z numerem 7 na koszulce. – skrzywiła się nieco, orientując o kogo chodzi.
- A zapowiadało się tak fajnie.. – zrobiła smutną minę.
- Boże, to, że jest spokrewniony z Karolem, nie oznacza, że jest taki jak on. Zresztą bardzo się polubiłam z Linettym. – wzruszyłam ramionami.
- Że co?!
- To co słyszałaś. Wcale nie jest taki straszny, jak opowiadałaś..
- Wika, on nie jest taki, jaki ci się wydaje.. – zaczęła swoje wywody.
- Dobra, może skończę ci najpierw to co zaczęłam, a potem będziesz prawiła mi kazania, co? – irytowało mnie lekko to jej uprzedzenia do Karola. Nie czekając na jej odpowiedź kontynuowałam. – I Tomek też do niego wpadł. Na początku zupełnie nie zdałam sobie sprawy z tego, że on tam jest, kiedy jednak skończyłam grać z.. Karolem, to zorientowałam się, że od kilku minut nam się przygląda. Spanikowałam, bo myślałam, że mnie rozpozna, dlatego wzięłam Magdę i wyleciałam stamtąd jak oparzona. I teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam..
- Oczywiście, że niedobrze. Miałaś okazję z nim porozmawiać, deklu mój. – pogłaskała mnie po policzku. – Widzę, jak się denerwujesz, spokojnie. Jeśli nic nie mówił, to znaczy, że cię nie kojarzy.. Rozmawiałam z nim zresztą, nie wygląda na to, żeby rozpamiętywał tamten dzień – uśmiechnęła się. – Za dużo się martwisz!
- Wiem, ale no..
- Żadnych ale! Kiedyś, kiedy złoży się tak, że będziemy miały w tych samych godzinach trening, co chłopacy, to mnie odwiedzisz.. Nie patrz tak na mnie, ja ci nie odpuszczę! – uśmiechnęła się, poprawiając opadające na twarz włosy.
- Karo? O co ci chodzi z Karolem, hm? Zawsze mówisz mi przez telefon, że pogadamy o tym w cztery oczy.. Teraz jest chyba odpowiedni moment. – zaczęłam niepewnie. Ona westchnęła cicho, a z jej twarzy zniknął już ciepły uśmiech.
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o pewnym chłopaku, który mnie tak zranił?
- No tak, ten co najpierw rozkochał, a potem.. Boże, to o niego chodziło?! – podniosłam się czym prędzej na łokcie i spojrzałam przyjaciółce głęboko w oczy. Już nic nie musiała mówić, wiedziałam, że odpowiedź jest twierdząca.
- Byłam jego zabaweczką. Założyli się w szatni, który pierwszy się ze mną umówi. Dostawali bonusowe punkty za to, że mnie pocałują, lub zwyczajnie przelecą. – jej wzrok był nieobecny, a na ustach tkwił kpiarski uśmieszek. – Karol się tego podjął. Przecież młoda blondyneczka, wygląda na łatwą.. Nie przejmował się tym, że jest młodszy, zajął się zadaniem. Po tygodniu spotykania się, słodkich słówek, tego wszystkiego.. Zakochałam się w nim. Zwyczajnie się nabrałam. Po dwóch tygodniach związku, gdy byłam zaangażowana w to całą sobą, stwierdził, że jednak to siebie nie pasujemy. Po miesiącu dowiedziałam się o tym obrzydliwym zakładzie, całkiem przypadkowo. W sumie chciałam poznać prawdę, ale znając już ją, wolałabym nic nie wiedzieć. – po jej policzku spłynęła mała, drobna łza, którą dość szybko otarła.
- Tak mi przykro… - wyszeptałam jej we włosy, starając uspokoić ją w uścisku.
- Przepraszam, że dopiero teraz ci o tym mówię.. Powinnam zrobić to już dawno. Ale wspomnienie tego bardzo boli, rozdrapuje świeżo zaszyte rany.. – pociągnęła nosem.
- Ważne, że się na to zdecydowałaś. Nie płacz już, nie warto.
- Wiem, wiem, już biorę się w garść. Przez takiego debila, jakim jest on.. Nie będę płakała. Pokażę mu, że to wcale mnie nie wzrusza, że on dla mnie nie istnieje. – powiedziała bojowym tonem, ocierając mokre oczy i uśmiechając się delikatnie.
- I takie nastawienie mi się podoba. – mrugnęłam do niej. Nie mogłam jednak uwierzyć, że ten Karol, ten z którym przed chwilą się wygłupiałam, rozbrykany, młody chłopak mógłby zrobić coś takiego.. I to jeszcze jednej z najważniejszych osób w moim życiu. W pewnej chwili poczułam nawet do niego odrazę, lecz ta szybko minęła. Przecież każdy robi głupie błędy, nie można skreślić człowieka po jednym wybryku, który odbył się dosyć dawno. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji zwyczajnie z nim porozmawiam. Przecież z psychologicznego punktu widzenia – rozmowa najlepsza na wszystko. Była jeszcze jedna rzecz, która mnie bardzo korciła. Mianowicie to, kto był pomysłodawcą całego tego chorego zakładu i kto jeszcze miał brać w tym udział. Muszę znaleźć sposób, by się tego dowiedzieć, bo nie chciałam już dręczyć Karoliny, za bardzo cierpi rozpamiętując tamte wydarzenia. Rozmawiałyśmy jeszcze dobrą godzinę. Tak o wszystkim i o niczym. Około godziny 23.00, przyjaciółka zakomunikowała, że musi już lecieć. Uparła się, że będzie wracała sama, lecz ja nie byłam skłonna zgodzić się na coś takiego. Miałam tylko jedno, jedyne racjonalne rozwiązanie na całą tę sytuację – iść do mieszkania obok i poprosić któregoś z nich, aby odprowadził blondynkę bezpiecznie do domu.
- W sumie, jeśli sama tam pójdziesz i poprosisz, to czemu nie.. – odparła, kiedy podzieliłam się z nią moim planem. – W końcu będziesz miała okazję pomówić z..
- Dobra, cicho siedź, bo mnie jeszcze bardziej zdenerwujesz. – odpowiedziałam mimo wszystko, lekko rozbawionym tonem, szukając swoich balerinek, bo kapcie leżą gdzieś pod łóżkiem, jak zawsze. Zanim weszłam do 43, odetchnęłam głęboko i odliczyłam od pięciu do zera. Zapukałam, lecz wydawało mi się to zupełnie bezsensu, bo wcześniejsze ‘spotkanie’ trójki znajomych, można teraz zastąpić mianem ‘imprezy’ na większą ilość osób i muzyka zagłuszała wszystkie ciche odgłosy. Weszłam więc bez zaproszenia i w pierwszej chwili bardzo tego pożałowałam..

Nie wiem, czy znajdą się osoby, które czekały na ten rozdział, ale gdyby takowe się znalazły to bardzo chciałabym przeprosić za naciągnięcie Waszej cierpliwości :) Wiem, wiem, rozdział jest do bani. Pisany kompletnie na spontana, bez wcześniejszego przemyślenia. Mam zbyt mało czasu, a zbyt dużo zajęć i wychodzi tak jak wychodzi. Mam nadzieję, że jeśli przebrniemy przez te zapoznające początki, to będzie trochę ciekawiej i nie będziecie mi zasypiać czytając to coś. Dziękuję serdecznie za komentarzy pod poprzednim rozdziałem, jest to naprawdę bardzo miłe :) Postaram się, by trójeczka pojawiła się jak najszybciej. 
Całuję, 
Wika ♥